poniedziałek, 13 marca 2017

2.1

''Zadaje te wszystkie pytania po nic
Zastanawiam się, czy ktokolwiek tu jest
I na prawdę potrzebuję złożyć wyznanie
Nienawidzę tego mówić, ale jestem odrobinę przestraszony.''


Tydzień wcześniej...


P.O.V Domen

- Dacie radę chłopcy...- Jernej poklepał nas po ramieniu, starając się pocieszyć. Nic nie pocieszy człowieka, kiedy odeszła jego nadzieja. Siedemnaście lat to zdecydowanie za mało, by zrozumieć jej decyzję. Być może ja zrobiłem coś źle, albo po prostu umiała doskonale udawać, że jej zależy.

- Jak nie my, to kto?- mruknął Jaka, uśmiechając się niemrawo. On traktował to jako sen, nie chciał dopuścić do tego, że coś go zraniło. Starał się zapomnieć, o tym jaka okazała się Ana, że odeszła, że kiedykolwiek była. Gdybym tylko mógł byłbym taki jak on, ale nie byłem. Nie mogłem pozbyć się tych wszystkich pięknych wspomnień.

- Czemu jest z wami dobrze, czemu tylko ja tak cholernie cierpię?- z trudem powstrzymałem krzyk, który chciał wydostać się z mojego gardła. Miałem ochotę krzyczeć, a potem błagać o pomoc. Byłem naiwnym dzieciakiem, który bez zastanowienia podarował komuś zaufanie.

- Nie rozumiem miłości, a bynajmniej jeszcze, więc aż tak to nie boli, daję radę i zależy mi na skokach, zależy mi, by wykorzystać to, czego nas nauczyła- westchnął najstarszy patrząc na mnie z bólem. Wyglądałem tak żałośnie?

- Ja po prostu wiem, że wróci- mruknął pewnie Jurij, uśmiechając się szeroko. Nie rozumiałem go, przecież widziałem w jej oczach, że to już koniec. Ona się żegnała.

- Muszę zapomnieć, tak postanowiłem. Nie wspominam, staram się skupiać na skokach, to pomaga- Jaka siada obok mnie podając mi gogle.- Może też powinieneś?

- Nie umiem, wiesz? Była zbyt ważna...- szepnąłem.- A ty Anze?

- Jest, była i będzie dla mnie ważna, rozumiem jej wybór. Mam wrażenie, że zrobiła to dla nas, może chciała zobaczyć, jak radzimy sobie sami, jak jesteśmy szczęśliwi. Może nie chciała, żebyśmy się przyzwyczaili, przecież każdy kiedyś odchodzi. Może kochała Daniela i to była jej jedyna szansa?- tłumaczył powoli uśmiechając się smutno. Nie bał się powiedzieć tych wszystkich słów, które tak strasznie mnie raniły. Odeszła, musimy zapomnieć.- Nie zapominajmy o niej, to najgorsze co możemy zrobić.

- A co jeśli ona zapomniała o nas i jest szczęśliwa?- spytałem cicho sam nie będąc pewnym, czy ktoś powinien to usłyszeć.



- Na pewno jest, a my musimy się z tym pogodzić- jego głos z trudnością wypowiadał poszczególne słowa, a ja miałem wrażenie, że każdy wyraz był innym uczuciem i coraz większym bólem.- Ona nas kochała, ale kochała również Daniela...

- Skoro nas kochała, to czemu odeszła do niego?!- wstałem mierząc się wzrokiem z brunetem. Byłem wściekły, załamany i wycieńczony. No i głodny, ale głupio by było teraz wyjść i zjeść tą paprykę. Naprawdę miałem ochotę ją zjeść, ale za każdym razem przypominała mi się Ana.

- Nie wiem, nie chcę wiedzieć, nie obchodzi mnie to.

- Peter, ale...

- Chłopacy wychodzimy, już!- westchnąłem cicho i chwyciłem narty. Gdzie jesteś Ana, czy kochasz go tak bardzo, jak kochałaś Petera?


*

Ana powiedz mi, jak się lata, bo pierwszy skok kompletnie zawaliłem. No dobra może nie tak kompletnie, ale stać mnie więcej niż punkt K.

- Nie jest źle, przestań wymagać od siebie tak dużo- skupiłem wzrok na bracie, który próbował do mnie za wszelką cenę dotrzeć. Na marne. Nic nie sprawi, że poczuje się lepiej, nic nie sprawi, że przestanę wspominać...- Ona nie potrzebowała robota, ona potrzebowała po prostu tego trochę zagubionego nastolatka.

- Cóż, teraz już nie potrzebuję- prychnąłem patrząc na skok Jaki. Nawet nie doleciał do punktu K, co oznacza, że nawet nie możemy marzyć o podium. Super, po prostu zajebiście.

- Walcz o nasz honor, bo chyba skończymy na 6 miejscu...- przeczesałem włosy które i tak były już porozwalane na wszystkie strony.

- Zrobię, to co w mojej mocy...- czyli pewnie skoczę jeszcze gorzej. Westchnąłem po raz kolejny dzisiaj, szukając sposobu. 

Pierwsze spotkanie w samolocie, pierwsza rozmowa, skok, wiara, jej uśmiech. Czas uciekał, a moje oczy robiły się coraz bardziej zaszklone. Nie kontrolowałem tego. To wszystko było zbyt trudne. Starałem się skupić na jej głosie, na tych dobrych momentach.


 ''...Nie winię cię, kocham cię jak siostrę!- objąłem ją całując w głowę. Ana była jedną z najniższych, ale i najsłodszych dziewczyn jakie spotkałem. 

- Też cię kocham- była jedną z najważniejszych osób w moim życiu, jak i Peter, czy drużyna.- Ale skupmy się choć trochę, zobacz Jurij osiągnął 200 metrów!


Spojrzałem na dół widząc wyszczerzonego Tepes'a, który bujał nartami dookoła. Prawie uderzył nimi w naszego fizjoterapeutę. Takiego Jurija uwielbiałem!


- Jernej, będzie 220!- przybiłem mu pionę, a ten spojrzał na trenera. Goran po chwili machnął chorągiewką, a Damjan wystartował. Koniec końców po kilku problemach w locie wylądował na 180 metrze. Widziałem po jego minie, iż mimo wszystko był zadowolony z lotu. W końcu mieliśmy jeszcze 3 próby!


- 220 Domen!- zawołał Daniel, a dziewczyna mu zawtórowała. Nieco zestresowany usiadłem na belce patrząc to na przyjaciółkę, to na Gorana.


- Nie denerwuj się, dla mnie jesteś już mistrzem- słowa psycholożki sprawiły, ze całkowicie sobie zaufałem. Wystartowałem i kompletnie nie martwiłem się o odległość. Leciałem jak natchniony, oczywiście w swoim stylu. Wiele osób mówi mi, że sposób w jaki lecę jest bardzo niebezpieczny, lecz ja po prostu tak lubiłem. Po prostu byłem Domen'em Prevc'em, nikim innym....''



Spojrzałem przed siebie, a trener machnął chorągiewką. Jeśli dla niej byłem mistrzem będąc Domenem Prevcem, to nie musiałem starać się być kimś innym. Skupiłem się na locie, jak nigdy przypominając sobie każdą jej uwagę, wszystkie jej słowa skierowane do mnie...


''-Uśmiechnij się siostrzyczko- uniosła głowę zaskoczona, tak strasznie mile zaskoczona. Była dla mnie kimś więcej niż zwykłą psycholożką, koleżanką, czy znajomą. Ona była Aną

- Damy radę, tak dużo już mi pomogłaś...

-Damy radę braciszku- przytuliła mnie po raz ostatni i zmierzchwiła mi lekko włosy.


-Po prostu zawsze możesz na mnie, chłopaków, trenera liczyć, kochamy cię- uśmiechnęłam się szeroko.''



Budząc się z amoku szybko wylądowałem, jeszcze chwila i wylądowałbym w szpitalu, albo w kostnicy. Uśmiechnąłem się widząc jak ludzie głośno wiwatują. Aż tak daleko skoczyłem?
Spojrzałem na tabele wyników i doznałem szoku. 145 metrów, jak?! Jak ja to zrobiłem?! Uniosłem narty do góry wiwatując jak szalony, zrobiłem to!

Skoczyłem 145 metrów! Cholera o 20 metrów dalej! Co z tego, ze nie wygramy, czy nie będziemy na podium, zrobiłem to!

- Ana zobacz, ile...- zamilkłem, puszczając narty na ziemie. Dopiero teraz zrozumiałem, że jej tu naprawdę nie ma... A ja mimo wszystko nie byłem tym kimś, co kiedyś. Bez niej zostałem cieniem samego siebie.




''Ponieważ wiesz, zmieniasz się i to nie jest zmienianie się w zły sposób
Po prostu zmienia się, tak się dzieje w życiu

Dorastasz, wszyscy ruszają do przodu

Po prostu się uczysz.''


P.O.V Peter

Zajebiście. Trzydziesty. Zajebiście optymistyczne, nie powiem. Nie wiem, czy płakać z bezsilności, czy z radości. Domen wygrał, ja kompletnie przegrałem. Nie ma imprezy, nie ma uśmiechów, nie ma nas. A byliśmy, choć przez chwilę...

Jaka uznał, że woli trenować z kadrą B, a ja to całkowicie zrozumiałem. Skakaliśmy dobrze. Dobra, oni skakali dobrze...

- Hej brawo, wygrałeś!- poklepałem go po plecach uśmiechając się szczerze. Cieszyłem się, naprawdę się cieszyłem, choć wcześniej miałbym to wszystko głęboko gdzieś.

- To dobrze- starał się uśmiechnąć, ale marnie mu to wyszło. Starałem się udawać przed nim, że jestem silny, że zabolało mnie, ale nauczyłem się z tym żyć. Starałem się, by pokazać mu, że można.

A czy można? Cholera nie!

To wszystko wraca ze zdwojona siłą, kiedy próbuję choćby na chwilę zapomnieć. Za każdym razem podczas lotu staram się znaleźć ją, za każdym razem szukam jej w tym całym tłumie. Metry umykają mi i nie kontroluje sylwetki w locie, co kończy się moją porażką.

- Jest okej?- westchnąłem patrząc na niego z troską.

- Chyba znasz odpowiedź...- spuścił głowę, zaciskając pięści. Chciałem powyzywać ją za to, jak bardzo go zraniła. Ale jak skakaliśmy, potrzebowałem jej. To ona sprawiła, że znowu zacząłem skakać. Muszę się przespać, odpocząć, przestać na chwilę żyć.

- Ale...- zaprzeczył gwałtownie, wchodząc do pokoju.

- Dobranoc Peter- schowałem twarz w dłoniach, bylem bezsilny. A jedynym co dawało mi siłę była ona, tylko ona. Chwyciłem kurtkę i wyszedłem na dwór. Potrzebowałem chwili oddechu, by skupić się, jak nam, mu, sobie pomóc.

- O siemka Peter!- zacisnąłem zęby, słysząc jego głupi głos. Próbowałem ignorować jego obecność, ale ten debil szedł za mną i nawoływał moje imię. Jak tak można, jak można mieć taki tupet?! Straciłem ją, tracąc tym samym nieodwracalnie cząstkę siebie.- Halo!

- Spierdalaj- warknąłem odwracając się i mierząc go z nienawiścią w oczach.



- O co ci chodzi?- spojrzał na mnie zdezorientowany.- Dobra, być może niezbyt mnie lubisz, ale chciałem znaleźć Domena, by...

- Nie zbliżaj się do niego- wycedziłem, z trudem utrzymując zaciśnięte pięści w kieszeniach.

- Bo co? Przecież mi ufa...

- Jeszcze chwila i ci przywalę, przyrzekam...- zamierzałem odejść, bo byłem bliski zniszczenia mu tej głupiej mordy.

- Z Tobą się nie da gadać Prevc- westchnął.- Gdzie Ana?

Stanąłem w miejscu słysząc jej imię. Serce waliło mi jak oszalałe, a ja nie potrafiłem tego zatrzymać. Zbyt dużo do niej czułem jak do jednego człowieka.

- Nie wiem.

- Pewnie uciekła, bo byłeś nie do wytrzymania- parsknął, a moje opanowanie cholerę wzięło. Ruszyłem do niego obmyślając plan w jaką część najpierw uderzyć. Byłem w furii, a jedyne co mnie powstrzymało to Lanisek. Ledwo zdążyłem przywalić blondynowi w twarz, a Słoweniec odciągnął mnie silą.

- Nie warto Peter, nie warto...- wzdychał Anze, a ja tylko chciałem by Daniel zginął. Zgwałcony, powieszony na drzewie, przecięty na pół, postrzelony, pobity do nieprzytomności, cokolwiek! Mogłem tego dokonać i... I mieć spore problemy.

- Masz rację, idziemy- warknąłem idąc przed siebie.

- O co wam do cholery chodzi?- o to, że zabrałeś nam nasz skarb, że ukradłeś nam nasze szczęście, że Domen ci zaufał, a ty go wykorzystałeś. Mogłem mu to wszystko wyrzucić, ale to nie miało sensu. Ona już nie wróci.




''Ponieważ byłem w tym pociągu zbyt długo
Ludzie wysiadają i wsiadają
Modlę się, abym nie zapomniał gdzie należę
I za każdym razem kiedy pytam siebie
Czy staję się kimś innym?''


P.O.V Ana

- Jesteś głupią dziwką- łkałam cicho, czując jak wielki ból zadawał mi chłopak.- Nic niewartą.

- Przestań proszę- wyjąkałam próbując zatamować krwawienie z nosa, ale nic to nie dawało.

- Będę robił, co mi się podoba!- krzyknął z furią, bijąc mnie gdzie popadnie. Byłam jedynie zdolna do cichego płaczu. Dave robił mi to co trzy, cztery dni, lub kiedy rany choć trochę się zagoiły. Całe moje ciało było posiniaczone, lecz co ja mogłam zrobić? Byłam nic niewarta. Nic. On miał władzę, ja byłam śmieciem.

- Stary, zobacz jak ona wygląda!- krzyknął Alexis, a Mike szybko odciągnął Janusa ode mnie. Byłam wyniszczona. Psychicznie  fizycznie. On chciał bym upadła tak nisko, jak kiedyś upadł on sam. Lecz nie zauważył, ze ja już jestem znacznie niżej.

- Idiotka- warknął odchodząc i śmiejąc się bezczelnie.

- Chodź- blondyn wyciągnął do mnie dłoń, lecz ja nie uniosłam nawet wzroku.- Sama nie dasz rady...



Z trudem uniosłam dłoń, lecz chłopak widząc moją bezsilność chwycił mnie pod ramię.

- Jest okej- usiadłam na krześle, a chłopak oczyszczał moją twarz i zakrwawione ręce.

- Wyglądasz koszmarnie- westchnął cicho.- Nienawidzę go za to, co robi innym ludziom...

- Więc dlaczego tego nie przerwiesz?

- On rządzi- nie potrzebowałam więcej słów, rozumiałam w pełni. Dave był, jest i będzie nieobliczalny. Jest cholernym mordercą, on nie czuję żadnych uczuć, prócz żądzy władzy. Jest nijaki. Wyprany z uczuć, funkcjonuję niczym robot. Tyle razy chciałam mu wytłumaczyć, żeby zrozumiał to wszystko inaczej. Ale on nie pozwalał, był przekonany, ze zna cała historię.

- Gotowe, chodź, pora na listy- przytaknęłam z wielkim bólem wchodząc ponownie do salonu. Na cztery dni mam spokój, na cztery dni jestem bezpieczna.

- Dasz radę?

- Jasne...- ...że nie. Ponieważ jestem cholernym wrakiem człowieka. Mimo ogromnego bólu chwyciłam długopis i zaczęłam pisać.


Domen!
Cześć, kocham cię.
Może tak będę zaczynać i tak będę kończyć? Wtedy mniej będzie mnie boleć, że nie ma cię tutaj...
Skoro wyjaśniłam, choć trochę, po prostu przejdę do tych pięknych chwil...
Nawet nie wiesz jaka dumna z ciebie jestem! Wiedziałam, czułam to, że będziesz mistrzem, że będziesz wygrywał! Więc pokonałeś wszystkich i zwyciężyłeś, ciesząc się jak małe dziecko. Płakałam wtedy, wiesz? Moje małe słonko spełniło marzenie. 
Jakbym mogła zapomnieć! Konkurs drużynowy, potem indywidualny i 4 miejsce. Oglądałam i kibicowałam wam z całych moich sił! Co z tego, że 5 miejsce w drużynówce? Wy walczyliście, jak nigdy i tylko to się liczy! 
Co się dzieje z Peterem, co się dzieje z jego skokami? Upadek w pierwszym konkursie - rozumiem, 15 w Klingenthal - jeszcze przetrawię, ale 30 miejsce, Domen z nim jest źle!
Błagam powiedz, że to chwilowe, że on jest szczęśliwy. On musi być szczęśliwy prawda? 
Nigdy nie chciałam was zranić, byliście najważniejszymi osobami w moim życiu. Byliście moim nowym, lepszym życiem.
Jaka wyjeżdża, prawda? Wiem, mogło was zaboleć, najpierw ja, potem on. Ale pomyślałeś o tym, że może wszyscy skakaliście tak dobrze, że poczuł się nijaki? Może chciał zmiany, chciał być dobry tak jak wy, ale gdzie indziej? 
A ty Domen? Jesteś szczęśliwy? Jedyną odpowiedź którą przyjmuję jest ''tak''. Wszystkim zdaję się, że jesteś, ale czy naprawdę tak jest? Bo mam wrażenie, że gubisz się...
Po każdym skoku jesteś prawdziwie szczęśliwy, widzę to, ale potem... Potem wszystko przemija i przybierasz sztuczny uśmiech. Tak jakbyś wiedział, że przemijasz, ale nie chciał tego przyznać. Tak cholernie chcę być teraz tuż obok i powiedzieć byś już nigdy nie zaprzątał głowy tymi głupimi problemami...
A u mnie? 
Jestem szczęśliwa. Z tego szczęścia, aż wczoraj zwichnęłam kostkę i jeśli się da to też serce. Chociaż... Serce mam połamane, a nawet nie, bo rozwalone na drobne kawałeczki. Nie jestem w stanie powiedzieć ci, którą mamy godzinę, ani który mamy dzień, to wszystko jest mi tak cholernie obojętne. Po co mi to wszystko skoro zostałam z niczym? 
Podsumowując, mam się dobrze i wszystko jest w całkowitym porządku. 
Wiem, że to wszystko co ci powiedziałam, jest całkowicie sprzeczne z tym co piszę, ale nie możesz tego zrozumieć, nie chce być zrozumiał. Mogłabym napisać to wszystko wylewając te cholerne łzy na kartkę papieru, ale jest jakaś nadzieja, ze odczytasz to. Odczytasz to szybciej niż powinieneś.
Po prostu, nie główkuj skarbie, proszę nie dopatruj się niczego. 
Kocham cię, to jedyne co musisz pamiętać.

Ana



- Nie dasz rady więcej, ręce ci się trzęsą- miał rację i choćbym próbowała zaprzeczać, okłamywałabym sama siebie.

- Jeszcze do Anze... Muszę... Jeden mogę odpuścić- szepnęłam zaciskając zęby z bólu.
- Napiszę za ciebie, dyktuj mi- uśmiechnął się zachęcająco, a ja przytaknęłam niepewnie. 



- Nie mam innego wyboru- powoli dyktowałam mu każde słowo, zastanawiając się, czy dobrze to brzmi, czy to mu pomoże...

Ja zrobiłam ten krok i tęskniłam jeszcze bardziej za Peterem. Tęskniłam za jego uśmiechem, za jego docinkami, za naszym milczeniem, lub za wydzieraniem na siebie za jakieś głupoty. Tęskniłam za jego cholernie trudnym charakterem, za jego oczami, które skrywały gdzieś na dnie te niechciane uczucia. Te uczucia, których bał się ukazać. Tęskniłam za wszystkim co było związane z nim.

A najbardziej tęskniłam za jego niewidzialnymi skrzydłami, które obiecałam naprawić.



''Nie musisz udawać, że przez cały czas jest łatwo
Po prostu daj temu odejść i, i dorastaj z tym.
I nie możesz czekać na starego ciebie, albo stare to, lub stare tamto.''


P.O.V Anze

- Anze Lanisek?- podskoczyłem zdziwiony słysząc nieznany mi głos.- List do pana.

Nim zdążyłem wypowiedzieć słowo ten zniknął mi z oczu. Kosmita, czy świr?

Wzruszyłem ramionami i szybko otworzyłem list. 


Cześć, marudo!
Wiem, że z pewnością to teraz czytasz, ponieważ ty, Jernej i Jurij mnie rozumiecie, ufacie mi, mimo że popełniam ogromny błąd. Będę pisać, będę ci pomagać, będę przy tobie i Kathy.
Dlaczego do ciebie? Ponieważ jesteś dla mnie ważny, ponieważ nie chcę widzieć jak się smucisz. Widzę to w telewizji, podczas wywiadu, wszędzie...
Jurij? Jurij jest zbyt zabiegany, by przeczytać jakikolwiek list. Pewnie czułby się pogubiony i martwiłby się, co się ze mną dzieję. Więc lepiej nie.
Jernej? On nie ma takich problemów, bym musiała się nim opiekować. Nawet jeśli, to będę wiedziała kiedy.
Jak ci się układa Anze? Och złe pytanie... Jest choć trochę powyżej 0 w skali od jeden do dziesięć?
Mam nadzieję, bo wierzę w ciebie.
Co z tobą i Kathy? Jesteście blisko, czy daleko? Potraficie zacząć od nowa? Pytanie retoryczne, prawda? Ponieważ ta miłość wymaga czasu... 
W każdym liście jedna rada ode mnie, dobrze? Jeden krok do przodu w stronę marzeń.
Zadzwoń do niej od razu, jak skończysz czytać ten list. Nie mów nic, co cię rani, nie mów co czujesz. Rozmawiaj z nią poprzez miłość, która jest w twoim sercu. Nie myśl nad słowami, zaufaj mi.
O mnie się nie martw, jest okej.
Ściskam.

Ana


Przetarłem zmęczone oczy uśmiechając się delikatnie. Krok do przodu nic mi nie zrobi.
Wybrałem jej numer i przyłożyłem telefon do ucha.

- Halo?

- Cześć Kat, co słychać?- mruknąłem nieco zdenerwowany, lecz przypomniałem sobie o słowach brunetki. Nie miałem myśleć zbyt dużo nad tym wszystkim, tylko działać.

- O, Anze!- byłem pewien, że właśnie się uśmiecha.- Chciałam się przejść, ale właśnie zaczęło padać.


- Ty zawsze masz nieszczęście!

- Pamiętasz jak siedzieliśmy w parku na pierwszej randce i zaczęło padać? Byliśmy z 2 kilometry od domu!- zaśmiała się wesoło.- A ty jeszcze się zatrzymywałeś!

- Bo było lato Kathy!- uśmiechnąłem się szeroko i szczerze. Te wspomnienia nie bolały, wręcz przeciwnie.- Ten deszcz był przyjemny.

- Tak samo jak moje zapalenie oskrzeli po nim- westchnęła.

- Zawsze byłaś słaba.

- Uważasz, że ja, ja, powtarzam JA jestem słaba?!- zaśmiałem się głośno, a Jernej spojrzał na mnie zszokowany. Miałem tylko zadzwonić po pizze, a list zmienił wszystko. Machnąłem ręką, a ten mamrocząc coś o miłości, odszedł.- Jak ja tam do ciebie przyjadę, to zobaczysz co ci zrobię!

- No co takiego?

- Jeszcze nie wiem, dlatego zobaczysz!- pokiwałem głową ze śmiechem.- Muszę kończyć, bo moja komórka zaraz umrze, a pizza chłopakom sama się nie zamówi.

- A ładowarka?

- Przecież wiesz, że ja wszystko gubię- przytaknąłem przypominając sobie, jak zostawiłem u niej gogle, a ta je zgubiła. Szukaliśmy 2 tygodnie, a potem okazało się, że miała je w łóżku. Do teraz nie mam pojęcia jak się tam znalazły.- Trzymaj się Anze!

- Ty również Kat- rozłączyłem się i uśmiechnąłem. Jeden krok do przodu, a wszystko znów przybiera inny bieg.




''Dzwonię do wszystkich moich przyjaciół po północy, tak
Żeby przypomnieć im, że zawsze będę tu dla nich

Robi się samotnie kiedy nie ma nikogo aby porozmawiać

Ale to dobre wiedzieć, że komuś zależy.''

___________________________________________

Przepraszam za moja nieobecność na blogu :/ Wynika to z problemów
zdrowotnych, więc także przepraszam, bo w rozdziale
jest pewnie masa błędów. 
Postaram się jak najszybciej nadrobić rozdziały na waszych blogach.
Pozdrawiam ciepło!
P.S Domen wrócił! <3 

KOMENTARZ = MOTYWACJA

*poprawiony*

6 komentarzy:

  1. Jej! Ja to normalnie aż pisnęłam jak go zabaczyłam. Tęskniłam za moim Domenkiem😊 Co do rozdziału- wszystko pięknie Ci wyszło, bynajmniej ja nie zwróciłam uwagi na błędy( jeżeli takowe Ci się w ogóle zdarzyły)😉 mam tylko jedną malutką uwagę- jeżeli byś mogła to myślę, że lepiej czytałoby się to opowiadanko, gdybyś pisała "chłopcy" lub "chłopaki", zamiast "chłopacy". Wiem, że to chyba poprawna forma, ale według mnie lepiej brzmi. To taka moja drobna uwaga😊😁 Kontynuując- super rozdział, myślę, że promyczki pokażą się, gdy Domen odczyta swój list bo póki co on najbardziej cierpi. Z niecierpliwością czekam na nexta😚❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, no widzisz znalazłaś błąd! Dziękuję ci bardzo kochana , jednak podwyższona temperatura ciała źle działa na mózg! ;D Już to poprawiam, pozdrawiam! <3

      Usuń
    2. Nie ma za co😉 to czysta przyjemność😊 również pozdrawiam

      Usuń
  2. Rozdział świetny ♥ Ale szkoda mi Domena, który najgorzej znosi tę sytuację :( Jestem też ciekawa, jak rozwiążesz sytuację z Aną. Czekam na następny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!
    Bardzo fajny rozdział, naprawdę dobrze mi się go czytało. Jak wszystkie poprzednie zresztą :) Mają w sobie coś takiego, że wciągają od pierwszego akapitu i nie puszczają do ostatniego ^^
    Jestem ciekawa, jak potoczy się sytuacja z Aną, bo chyba w tym przypadku mam najwięcej znaków zapytania w głowie :)
    Weny, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń