''Kiedy się tak pogubiliśmy?
Łatwiej było odpuścić
Tak wielu nie może nikomu powiedzieć
Trudniej jest powiedzieć Tobie.''
P.O.V Domen
- Hej- wyszeptałem cicho, skupiając swój wzrok na interesującym chodniku.
- Hej- jej głos drżał niemiłosiernie, zrozumiałem, że ona nie jest szczęśliwa.
- Jak u ciebie Ana?- uniosłem wzrok na jej twarz. Kolor jej oczu był wyblakły, wręcz bez życia. Skóra była blada, a sińce pod oczami było widać z daleka. Usta spierzchnięte, a na twarzy dwie małe blizny. Usiadła obok mnie, przytrzymując się kościstymi rękoma o oparcie ławki. Strasznie schudła.
- Jest dobrze- byłem pewien, że wymusiła uśmiech.
- Nie rozumiem jednego...
- Czego?- spojrzała na mnie niezrozumiale.
- Dlaczego cały czas mi kłamiesz?- spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem.- Przyszedłem tutaj, żeby dowiedzieć się prawdy...
- Chcę się pożegnać, ale nie chcę byś za mną tęsknił- oh, tak pożegnać. Zapomniałem. Ona odchodzi.
- To tak jakbyś dała komuś życie i powiedziała, że ma przestać oddychać.
- Prawda zbyt cię zaboli- ścisnęła moją rękę ze strachem, chyba wyczuła moją ochotę na ucieczkę.
- Już nic nie przebije tego bólu, kiedy nas zostawiłaś- warknąłem, całkowicie nie myśląc, o tym co mówię.- Ana, przepraszam, ja...
- Nie, ja rozumiem- poklepała mnie po ramieniu, wpatrując się we mnie zamglonym wzrokiem.- To co zrobiłam... Ouh, a jednocześnie... To wszystko jest za trudne na ciebie, ja wiem...
- Więc dlaczego mi tego nie ułatwisz?
- Ponieważ wtedy nie będziesz mógł spokojnie zasnąć, wtedy zrozumiesz, jaki świat jest naprawdę, a lepiej żyć w...
- Kłamstwie?- zapytałem z kpiną.- Tak się nie da.
- Co mam ci powiedzieć? Że niedługo umrę? Nie wyjeżdżam, ja znikam... Na zawsze- jeszcze nigdy (nawet przy swoich pierwszych skokach) serce mi tak szybko nie biło. Ona miała umrzeć? Ale z jakiego powodu? Dlaczego?
- Oh...- w tej chwili tylko na to było mnie stać. Oparłem plecy o ławkę i zamknąłem oczy. Cholera miałem być mocny, miałem dorosnąć.- A Daniel?
- A coś nie tak z nim? Daniel ma przed sobą jeszcze całe życie!- zaśmiała się wesoło, ale mimo to w jej oczach widziałem smutek. Miała rację, może kilka rzeczy nie powinienem wiedzieć, żeby żyło mi się lepiej. Mimo to, nie wyobrażałem sobie, że jej nie będzie. Gdyby żyła, była szczęśliwa, zapomniała o nas, może dałbym radę. Ale śmierć? Och...
- Chcesz iść na ciepłą czekoladę?- kiwnęła głową i ruszyła przed siebie. Myślę, że ja również muszę ruszyć na przód, ale w trochę innym znaczeniu. Bo skoro nie będzie już jej, nie będzie osoby, która nauczyła mnie żyć... Chyba sam muszę dorosnąć.
''Jak mogę sprawić, żebyś została
Kiedy łatwiej pozwolić Ci odejść,
Nikt nie wie tego, co wiemy my.
Nikt nie musi wiedzieć.''
P.O.V Goran
- Trenerze, ale to będzie trudne...- wyjąkał Jurij, a chłopacy spojrzeli na mnie z niepewnością.
- Przecież go nie zabije- zaśmiałem się sakrastycznie. Aż takim wyrodnym ojcem nie jestem.
- No tak, ale...
- Nie bójcie się, poradzę sobie- zapewniłem, a Jurij i Daniel wyszli z pokoju.- Jak sobie radzisz?
- Dobrze- mruknął Aleksy i spoczął obok mnie.- Dziękuję ci, nawet nie wiesz jak..
.
- Miałem pieniądze na zbyciu, a twoja mama ich potrzebowała- uśmiechnąłem się szeroko, a chłopak spuścił głowę.
- Wstyd mi... To aż siedemdziesiąt tysięcy- machnąłem ręką i spojrzałem w jego oczy. Były szczęśliwe i pełne nadziei. Nawet nie nadziei, a ulgi. Jego mama wreszcie była zdrowa, a on mógł żyć tak jak zasłużył.
- To mój syn, a ja muszę sprzątać po nim ''brudy''. On pomógł ci w nie ten sposób, co powinien- potaknął.
- Dziękuję Goran. Ten plan się uda- wszystko było przygotowane, nic nie mogło się nie udać. Może nadal było ryzykownie i niebezpiecznie, ale mimo to zamierzałem walczyć. Nie z Dave'em Janusem, ale z synem, którego kilka lat temu straciłem.
- Damy radę- spojrzałem na zdjęcie moje, Any i Dave'a. Uśmiechaliśmy się do kamery i byliśmy beztrosko szczęśliwi. Zmieniłem się nie do poznania od tego czasu, dlatego Ana mnie nie rozpoznawała.
- Nikt już nie będzie siebie krzywdził, za dużo wyrządziliśmy temu światu, temu kraju, tej Planicy- wszystkie lata, kiedy niszczyliśmy każdego człowieka na naszej drodze, aby uzyskać sukces. Przesadziliśmy i zapomnieliśmy kiedy należy się zatrzymać. Ale teraz... Teraz wszystko się zmieni i będziemy tacy, jakich chciałaby Planica.
''Zadzwoń, kiedy się zdecydujesz, ale nie zrobisz tego
Złapana na tym jak bawiłaś się moim sercem
Tylko miłość potrafi wywierać takie wrażenie.''
Przykryłem się kołdrą, zaciągając ją na całe ciało. Nienawidziłem poranków, nie tylko przez świecące i wnerwiające słońce. Nienawidziłem ich, bo nie widziałem większego sensu we wstawaniu. Jedzeniu posiłków, samemu byciu, ale Domen i Cene... Oni mnie potrzebowali. Mógłbym się załamać, bo byłem pewien, że już nic mnie nie zrani, że ona jest... Sam nie wiem, prawdziwa? Moja? Tak chyba tak... A okazało się zupełnie inaczej. Ale nie kochałem jej, to było za szybko na miłość. Znaczy tak mi się wydaję... Nie było chwili, rzeczy, osoby, która udowodniłaby mi, że ją kocham... Zależało mi na niej, chciałem ją mieć blisko, ale czy to była miłość?
- Peter?- potrząsnąłem głową i spojrzałem na Cene.
- Tak?
- Jak się czujesz?- spojrzał na mnie zmartwiony i usiadł na fotelu. Czułem się koszmarnie, jakbym stracił cząstkę siebie, może coś więcej. To skakanie, to wszystko nie było już takie jak kiedyś. Spacery po parku we Planicy były inne. Były samotne i wyblakłe. A noce? Noce były chyba najgorsze, bo skłaniały do przemyśleń. Przybywało coraz więcej pytań, a odpowiedzi brak.
- Dobrze- przysiadłem się obok niego.
- Udajmy, że wierzę... To nie tak, że chcę się wtrącać, ale już wiem wszystko i chciałbym wiedzieć, jeśli mogę, czy ty nadal do Any...
- Nienawidzę jej- powiedziałem szybko, jakby te słowa miały zaraz się okazać nieprawdą.
- Dlaczego?
- Za to, że żyję- warknąłem.- Za to, że tylko namąciła mi w głowie. Nienawidzę jej i tyle.
- Na pewno? Zastanów się dobrze bracie...
Czy jej nienawidziłem? Jasne, że nie, ale tak było łatwiej mi schować uczucia. Ona po prostu zabrała mi cały sens. To dla niej każdego dnia wstawałem, to by po prostu ją wkurzać, to by ją zobaczyć, to by porozmawiać. Czasem samo patrzenie na nią było dla mnie czymś wyjątkowym. Trwało to trochę czasu, ale wyleczyła mnie, sprawiła, że stałem się na nowo pięknym człowiekiem. Pokazała mi, że każdy dzień jest nową szansą, że przeszłość może zostać zapomniana, a teraźniejszość jest jedynym co mamy. Nauczyła mnie, że skoczków można postrzegać jako aniołów. Jednym dopiero wyrastają skrzydła, drudzy już me mają, ale trochę poobijane. A moje? Były połamane, zranione i nie potrafiły latać. Obiecała, że nauczy je latać od nowa, a ja do końca wierzyłem, że kiedyś wróci i mnie naprawi do końca.
- Nie zależy mi na niej, była przy mnie, ale teraz jej nie ma...- musiałem się upewnić, że mam rację, więc wyszedłem z pokoju, a moim celem stał się klub, alkohol, chęć zapomnienia.
*
- D-Dziękuj-ję, m-może...
- Wiem kim jesteś i wiem, że jeśli wypijesz za dużo to prasa cię nie oszczędzi- westchnąłem z trudem rozpoznając gdzie jestem.
Rzuciłem pieniądze na stół i chwiejnym krokiem wyszedłem. Na zewnątrz było ciemno i mocno sypał śnieg. Usiadłem na zasypanej białym puchem ławce, miałem wszystko jedno. Mógłbym nawet tutaj zamarznąć. Spojrzałem na gwiazdy i zaśmiałem się żałośnie.
- Mogłabyś być moją gwiazdą- przegryzłem wargę.- Ale wybrałaś go i stałaś się jego pieprzoną planetą.
-I cholera tak, kiedy słyszę piosenkę Mendesa, myślę o tobie... Ale wiem, że on traktuję cię lepiej, nie ja. Wiem, że on potrafi cię kochać... A ja ugh, gadam sam do siebie!- walnąłem z pięści w metalową część ławki i syknąłem z bólu.
- Peter?- uniosłem głowę, słysząc głos Domena, który stał razem z Aną. Wszystko w niej było piękne, a ja z każdym spojrzeniem znowu się zakochiwałem. Idiota pieprzony.
- Nie, bo Jezus- warknąłem, a on spojrzał na mnie zawiedziony.- Okej, przepraszam, co chcesz?
- Znowu?
- Co znowu?- skrzyżowałem spojrzenie z dziewczyną, a ta patrzyła na mnie z żalem.
- Upiłeś się- wzruszyłem ramionami, a brat pokręcił głową ze zrezygnowaniem.- Jeśli co chwilę tak będzie to w końcu zachorujesz na coś, albo...
- Nie martw się nie zostawię was, nie tak jak ona- spojrzałem na dziewczynę z pogardą.- Dlaczego ty z nią przyszedłeś?
- Bo to moja Ana, ta która mnie wszystkiego nauczyła.
- I spierdoliła- zaklaskałem ironicznie.
- Ale była rozumiesz? Była, kiedy ciebie nie było i wybaczyłem ci Peter. Rodzina, czy nie rodzina, liczą się uczucia i poświęcenie. Kocham ją i nic nie jest w stanie tego zmienić. Nie będę zaprzeczał rzeczom, które są prawdziwe- spojrzał na nią ze łzami w oczach, a ta przytuliła go mocno.- Nie potrzebuję znać wszystkiego, wystarcza mi to, że jest tu teraz.
- Ona nas zostawiła dla Daniela, rozumiesz?!
- Do cholery, to wszystko jest nie jest tak jak myślisz! Nie zostawiłabym was, zrobiłam to bo...- uniosłem wzrok, a ona dopiero teraz zrozumiała, co powiedziała. Przerażona wycofała się kilka kroków, ale wpadła na drzewo.
- Zostawię was samych, Ana spotkamy się jeszcze- wyszeptał Domen, a dziewczyna to odmachała głową, to zbierała się do ucieczki. Podszedłem do niej i chwyciłem jej nadgarstek, przyciągając ją do siebie. Okłamała mnie? Czy ona do cholery mnie w coś wkręciła? Musiałem być silny i dowiedzieć się wszystkiego.
- Wyjaśnij, co jest nieprawdą...
- Nieważne okej? Przecież mnie nienawidzisz, tak?- wyjąkała zestresowana, próbując się odsunąć.
- O co chodzi z Danielem?- nalegałem.
- Oh, przecież ja go kocham...- spuściła wzrok i zaśmiała się nerwowo.- Jesteśmy razem szczęśliwi, wszystko jest w porządku, on sprawia, że jestem...
- Może kiedyś bym ci uwierzył, ale nie teraz. Proszę, powiedz mi prosto w oczy, że go kochasz...
- Czyli nie pamiętasz...- szepnęła. Uniosłem jej podbródek i przysunąłem twarz bliżej. Serce waliło mi, jak szalone.- Powiedziałam ci już raz, więc...
- Ale ja nie pamiętam, więc powtórz.
- Nie mogę- wzdrygnęła się z zimna, była ubrana nie za ciepło. Na dworze było kilka stopni na minusie, a ona nawet szalika nie miała. Spojrzałem na jej zarumienione policzki i straciłem całą kontrolę nad sobą. Złożyłem czuły pocałunek, a za nim kolejne i kolejne.- Peter, co ty...
- Powiedz, że go kochasz, a przestanę...
- Będziesz pamiętał, nie na pewno, ale szansa, że to zapomnisz, co powiedziałam, jest mała, a ty... Nie możesz pamiętać, wtedy...- wyjąkała, zamykając oczy i kładąc ręce na moich policzkach. Pocałunek w kąciku ust, pocałunek na nosie.- Ja...
- Powiedz to- wsunąłem ciepłą rękę pod jej bluzkę i delikatnie przejechałem po jej plecach.
- Pocałuj mnie- wyjąkała drżącym głosem. Wstrzymałem oddech i przysunąłem twarz blisko jej. Dzieliły nas milimetry, a moja ręka mocniej oplotła jej talię.
- Nie całuję się nie swoich dziewczyn- odsunąłem się powoli, ale ta gwałtownie mnie przyciągnęła.
- Nie jestem jego dziewczyną, do cholery nie kocham go i...- spojrzała w moje oczy, wzrokiem jakiego jeszcze nigdy nie widziałem. Tak jakby nigdy nie chciała mnie zostawić, jakby była tu dla mnie.- Zależy mi na tobie, trochę mocniej niż powinno, och po prostu mnie pocałuj...
Połączyłem nasze usta w czułym pocałunku i delikatnie popchnąłem ją na drzewo. Ułożyła swoje ręce na moim karku, a ja trzymałem ją najmocniej jak umiałem. Była wszystkim, co straciłem i miałem. Przegryzłem jej wargę, a ona wplątała dłonie w moje włosy. Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy zaczęła ciągnąć za ich końcówki. Oderwałem się od niej i wtuliłem w siebie. Łza spłynęła po moim policzku, zrozumiałem co się stało, chociaż jutro mało będę pamiętać.
- To coś poważniejszego, prawda?- nie musiała odpowiadać, wiedziałem wszystko.- Więc po prostu chodź ze mną, bądź ze mną jedną z twoich ostatnich nocy...- chwyciłem jej zimną rękę i pobiegliśmy w stronę hotelu. Jej czułe słowa, które mówiła mi, jakby miało jej tu nie być za sekundę, jej dotyk, jej bliskość to wszystko sprawiało, że moje uczucia powracały i miałem wątpliwości. Może jednak złamani ludzie potrafią kochać?
''Kiedy o tym myślisz,
Czy pamiętasz mnie?
Czy odkryjesz, że nie ma żadnej innej miłości?
Nie ma innej miłości dla Ciebie.''
P.O.V Anastazja
Otworzyłam oczy i przejechałam wzrokiem po pokoju. Włosy Petera były rozwiane we wszystkie możliwe świata strony. Ucałowałam jego usta i pozbierałam swoje rzeczy z ziemi. Przeszukałam cały pokój, ale za nic nie mogłam znaleźć swojej bluzki. Włożyłam na siebie bluzkę chłopaka i usiadłam na łóżku. Chciałam mieć wyrzuty sumienia, ale nie potrafiłam. Kochałam go, ale nie mogłam być egoistką. nie mogłam miotać nim, zjawiać się i odchodzić.
- Kocham cię, ale nie uda mi się powstrzymać Dave'a. Nie możesz trwać w takim czymś, to by cię wykończyło kochanie. Kiedy po raz pierwszy cię spotkałam, nie sądziłam, ze cię pokocham, że będziesz dla mnie taki ważny. Życie lubi pożartować- przejechałam delikatnie kciukiem po jego ustach.- Kiedy się obudzisz, mnie już nie będzie... Teraz dobrze ci się śpi, wszystko jest na swoim miejscu.
To znowu ja.
Cieszę się, że mogłam być wczoraj z Tobą.
Cieszę się, że mogłam być Twoja.
Czas na pożegnanie, dobrze wiesz, że to już ostatnie.
Zbyt dużo wracamy do siebie...
Gubimy się i cholera po chwili znajdujemy.
To nie może tak być, to jest niezgodne.
My jesteśmy niezgodni.
Nie wiem, ile pamiętasz... Mam nadzieję, że mało.
Namąciłeś mi w głowie i nie umiem za Tobą nie tęsknić.
Jakbym była na wielkim morzu.
A ty byłbyś jedynym statkiem, który przepływa.
Dałabym wszystko żebyś był tu ze mną.
Nie wiem, czy się spotkamy jeszcze.
Za to, co narobiłam powinnam iść do piekła.
Ty i Domen... Byliście najważniejsi w całym moim życiu, nic tego nie zmieni.
Budzić się z Tobą obok, to coś czego nigdy bym nie zmieniła.
To wszystko pozostanie razem ze mną.
Przy mnie, w moim sercu.
Twoja Anastazja
Och i Peter...
Wydaje mi się, że cię kocham.
Włożyłam długopis do torebki i zostawiłam kartkę na szafce. Miałam mało czasu, jutro kończył się TCS, a ja mało z niego pamiętałam. Po turnieju Dave miał po mnie wrócić, a to oznaczało jedno...
Nie lubiłam płakać, ani tym bardziej żegnać się, płacząc. Chłopak smacznie spał, a jego twarz zdobił delikatny uśmiech. Ucałowałam jego czoło i usiadłam jeszcze na chwilę. Peter miał mocny sen, nie było mowy, że się obudzi. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchałam się w bicie jego serca. Och cholera, jak bardzo chciałam, aby biło dla mnie. Kiedy zegar wybił siódmą, wiedziałam, że to już pora. Spoglądnęłam jeszcze raz na Prevc'a, a serce mocno mnie zapiekło. Będzie dobrze, musi być. Wyszłam cicho z pokoju i przetarłam łzy, makijaż do kitu. Wsiadłam do swojego auta i oparłam ręce o kierownice. Teraz mogłam uwolnić wszystkie męczące mnie emocje. Straciłam go, musiałam go stracić. Na przemian uśmiechałam się i płakałam, bo ta noc cholera była piękna. Mój telefon zadzwonił, a ja byłam zmuszona odebrać.
- Czego chcesz?
- Powiedziałem ci, nie rozmawiaj z nimi, jeśli chcesz...
- Tak się nie da człowieku, ja mam uczucia w porównaniu do ciebie!
- Gówno mnie obchodzą twoje uczucia, nie będziesz szczęśliwa...
- Nigdy nie byłam i nigdy już nie będę!
- Przestań do cholery kłamać! Kiedy oni są blisko ciebie, jesteś taka jak w dzieciństwie!- zawiesił na chwilę głos, a w moim sercu narodziła się nadzieja.
- Ty też możesz być taki...
- Zabrałaś mi wszystko, rozumiesz?! Więc ja do końca życia będę zabierał ci wszystko, żeby patrzeć jak cierpisz...
- Będę przy nich, choć w małym stopniu, niezależnie, czy...
- Nie ośmielisz się Ana- warknął.
- A chcesz się przekonać? Człowiek, który nie ma już nic do stracenia, po prostu ma wszystko gdzieś i robi to, na co ma ochotę. Zostało mi kilka dni, 3, 8 nie wiem! Z każdym się pożegnam, rozumiesz?
- Przysięgam ci ty mała...
- Że nagadasz na nich, ze znajdziesz brudy z przeszłości? Chcesz winić niewinnych ludzi, kiedy to ja spieprzyłam ci życie? Pomyśl logicznie- wiedziałam, że to go przekona, wiedziałam, że chodzi mu tylko o mnie.
- Obiecuję ci, że jeśli spróbujesz być szczęśliwa, choćby jeszcze jeden raz przyjadę po ciebie i najzwyczajniej w życiu zabiję.
- Mam to gdzieś Dave.
Bałam się jak cholera i jak cholera kłamałam. Nie mam nic do stracenia? Okej, może zostałam bez niczego, ale gdzieś tam głęboko wierzę, że oni nadal na mnie czekają. Musiałam się pożegnać z Jaką, Anze, Jurijem... Musiałam się pożegnać z tym wszystkim, co miałam. Dave po mojej śmierci nic im nie zrobi, więc im prędzej wszystko zakończę, tym szybciej sprawy się poukładają. A ich skrzydła będą znowu latać.
''Nie bój się tego
Nie zapomnij, że to było prawdziwe
Kiedy kochasz całym sobą
Kiedy dałeś wszystko, co można dać.''
Przepraszam, że tak późno, ale wycieczka, nauka itd ;/
Mimo to mam nadzieję, że się spodoba wam^
Za niedługo już koniec, więc pewne sprawy trzeba wyjaśniać :)
Pozdrawiam cieplutko
Komentarz = motywacja <3
*poprawiony*
Ehhh... Nie wiem jak długo jeszcze będę musiała płakać przy tym opowiadaniu. Mam nadzieję że już niedługo.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze i jak zawsze czekam na następny, a także na końcowy happy end!❤
Pozdrawiam cieplutko😙
Uwielbiam ten rozdział ♥ Pozdrawiam i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny. Płakałam,jak bóbr. Czekam na następny i pozdrawiam 😘
OdpowiedzUsuń❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny? <3 czekam z niecierpliwością ;)
OdpowiedzUsuńJeśli tylko ogarne nauke, przepraszm wszystkich za opóźnienie!
UsuńNie trzymaj nas już dłużej w niepewności. Prosimy o rozdział��. Świetne opowiadanie i życzę duuuużo weny na kolejne części. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń