piątek, 8 września 2017

2.7

''Nie chcę odpuścić
 Wiem, że nie jestem tak silny
 Chcę cię tylko usłyszeć 
Kiedy mówisz, chodźmy do domu.''


P.O.V Daniel


Wpadła do domu jak błyskawica. Włosy miała całe w białym puchu, a policzki mocno zaczerwienione. Z łatwością dało się zauważyć, że znowu płakała.


- Ana, gdzie byłaś całą noc?


Spuściła wzrok i westchnęła przeciągle, jakby nie wiedziała, czy powiedzenie prawdy będzie odpowiednie.


- Nieważne.


- Martwiłem się, dobrze wiesz w jakiej sytuacji jesteśmy- mruknąłem, wieszając jej kurtkę na wieszaku.


- To ja jestem... Daniel nie mieszaj się w to i tak z resztą niedawno już uznałeś, że nie warto- zacisnąłem pieści, jak się wygadam to po wszystkim. Po prostu nie mogłem jej powiedzieć, musiałem udawać.


- Gdzie byłaś?- chciała przejść, ale zagrodziłem jej drogę.- Gdzie byłaś?


- Tam, gdzie powinnam.


- Ana, do cholery!


- Byłam u Petera....


- Jeśli on się dowie, wiesz co będzie!- wkurzyłem się, bo cholera mieliśmy plan, mieliśmy szanse, a jeśli on by się dowiedział, to wszystko mogłoby się zepsuć.


- Nie wie, okej? Nie ma pojęcia, pożegnałam się z nim tak jak powinnam...


- Będzie cię szukał, on cię kocha- warknąłem. Kocha ją i będzie walczył. Jeśli dowie się kim jest Dave i co jej zrobił, wszystko pójdzie nie tak.


- On nie jest zdolny do tego, to jednak Peter Prevc...


- Mylisz się, zostaw ich Ana i odejdź w spokoju.


- Przepraszam, co?- spojrzała na mnie wściekła.- Znudziło ci się ratowanie mnie? To mogłeś powiedzieć od razu!


- To nie tak, po prostu...


- Po prostu co?! Zachowujesz się jak on wiesz? Rozumiem, że mnie kochasz, a ja kocham go, ale...


- Nie o to chodzi- warknąłem i zmusiłem się do powiedzenia słów, które nigdy nie powinny zostać powiedziane. Wiedziałem, jak bardzo mogą ją zaboleć, ale musiałem ją wycofać, sprawić, że sama się podda i wróci do Janusa...- Oni zapomną cię po tygodniu, ja już zapomniałem, mieszkasz tu, bo Aleks chciał cię uszczęśliwić, ja już mam to gdzieś. Każdy w końcu umiera, jeden w tą, czy w tą. Jest wiele takich jak ty, on też to zrozumie. Nauczyłaś Petera być dobrym? Nic takiego, wiele osób by potrafiło. Przeżyłaś coś w życiu? Jak wszyscy! Zapomnieliśmy o tobie, tyle osób ci zginęło, nie masz do kogo wracać! Mi bez ciebie było o wiele lepiej.


Zamknęła oczy i potrząsnęła głową, usłyszała doskonale każde słowo. Wzięła głęboki oddech i przetarła oczy. Nie chciałem w nie patrzeć, nie chciałem spojrzeć na nią i wiedzieć, jak bardzo przesadziłem. Musiałem pozbawić ją chęci walki, musiałem wmówić jej, iż zaraz jej tu nie będzie.


- Dobrze wiedzieć- wyszeptała, a po chwili uśmiechnęła się krzywo.- Za niedługo już mnie tu nie będzie, nie martw się, twój problem zniknie. 


Zniknęła za ścianą pokoju, a ja z trudem powstrzymałem się od uderzenia w ścianę. Zostały nam 3 dni na opracowanie idealnego planu, na przekonanie Any, że nie ma sensu walczyć. Ona nie mogła przed jego przyjazdem go zdenerwować. Wtedy wszystko na nic...


- Wszystko będzie dobrze, przyrzekam Ana...- odetchnąłem ciężko, zdając sobie sprawę na co się porywam. Ale dla niej wszystko, dla niej mógłbym umrzeć. Bo cholera to była Anastazja Voel, nikt inny. Nie znalazłbym nikogo lepszego, ona była niesamowita w samej sobie. Nie rozważałem nigdy za co, dlaczego ją tak kocham... To było niepotrzebne, wiedziałem tylko, że zrobię dla niej wszystko. 





''Długa, niekończąca się autostrada 
Jesteś cicho obok mnie, jadąc przez koszmar,
 przed którym nie mogę uciec.''


P.O.V Jurij


- To się do cholery nie uda!- spojrzałem na trójkę mężczyzn siedzących na kanapie. Daniel patrzył w okno, przygryzając wargi. Albo się bał, albo coś się po prostu stało z Aną. Wolałem nie pytać, na razie ważne, że żyła. Goran pukał nerwowo w ławę, jakby mój wywód nie miał sensu, miał wszystko zaplanowane. Ale kto powiedział, że się nie uda? To był w końcu jego syn... Aleks słuchał mnie uważnie, jakby zastanawiał się, czy dobrze robimy. Albo po prostu wiedział ile straciliśmy...


- Może powinniśmy...


- Nie ma opcji- warknął Goran.- To się skończy, tym razem będzie po Anie.


- To zbyt ryzykowne...- westchnąłem, a Daniel spojrzał na mnie nieprzytomnie.- Tande?


- Co mam ci powiedzieć?- wzruszył ramionami.- Nie ma opcji, abym się wycofał.


- Czemu jesteście, aż tacy pewni?


- Kto powiedział, że jesteśmy? Po prostu pewnych rzeczy się nie odpuszcza.


- Przemyślmy jeszcze, czy warto jest wzywać...- ale było za późno. Drzwi otworzyły się, a do pokoju weszło 15 mężczyzn. Każdy z nich miał na sobie czarną skórę od nowo przyjętych nastolatków do tych grubo po ''piećdziesiątce''.- To nie jest dobry pomysł...


- Spokojnie młody, my też potrafimy zabijać- nie jestem raczej fanem czarnego humoru, więc szybko to wyczuł i zmienił temat.- Mamy broń, kamery i wszystko o co prosiłeś, zaczynamy?


- Jasne- trener machnął ręką i wyszedł z pokoju razem z całą zgrają. Odetchnąłem i usiadłem na krześle. Nie byliśmy wyjątkowi, skakaliśmy tylko kilka metrów na nartach, nic takiego. A teraz mieliśmy złączyć siły ludzi, którzy wręcz się nie znają. 


- Nie wiem, czy będzie dobrze, ale nie możemy się już wycofać, nie szukaj mniejszego niebezpieczeństwa, musimy ryzykować.


- Aleks, kocham ją i przysięgam zależy mi, ale ja się po prostu boję.


- Czego?


- Że sobie nie poradzimy, że ona zniknie, że jest lepsze wyjście...


- Nie ma Jurij... Nie będzie. Strach cię przerasta.


- Ona straciła wszystkich, a teraz ja stracę ją... Boję się najzwyczajniej w świecie.


- Wszyscy się czegoś boimy- poklepał mnie po ramieniu.- Jeden boi się zwykłego pająka, drugi boi się skoku z ogromnej wysokości, nie jesteśmy niezniszczalni. Dobrze jest się bać Jurij. Jakby to miałobyć, gdybyś nigdy nie bał się skoczyć? Czy poczułbyś tą adrenalinę, czy poczułbyś satysfakcję? Czy byłbyś szczęśliwy? Nie, po prostu byś przyjął nagrodę, jakby była jedną z wielu..


- I wtedy bym po prostu się przyzwyczaił. Nie czułbym presji i zawodu, nie czułbym nic, prócz zobowiązania.


- Dokładnie tak, jakbyś wszystko znał i był niezniszczalny, ale czy warto jest być niezniszczalnym? Wtedy wszystko by szło zbyt łatwo, zbyt szybko byś się nudził...- westchnął, patrząc na mnie z politowaniem.


- Może masz rację...- spojrzałem przez okno, idealnie było widać skocznie. Piękną, ale niebezpieczną, czym bym był bez niej? Czym bym był bez nart i moich gogli? Czym bym był bez strachu, bez stresu, bez skoków?- Muszę się przyzwyczaić, że czasem musimy się bać, bo to jest ludzkie. A my w końcu jesteśmy tylko ludźmi.


- Tak właśnie- uśmiechnął się szeroko i chwycił jedną z broni, która leżała na stole- Więc mamy trzy dni, na to, by nauczyć cię strzelać.


- Nadal w to nie wierzę- spojrzałem na czarny pistolet, jakby miał mi zaraz sam odstrzelić pół głowy.- Ale jak bać się, to bać się o coś cennego.






*

Chwyciłem ręcznik i wytarłem spocone dłonie, nie mogłem pokonać stresu.

- Po prostu to zrób- chwycił moją dłoń w której nerwowo ściskałem pistolet.

- Nie strzelę.

- To tylko tarcza, musisz po prostu nacisnąć spust.

- To nie jest takie proste!- rzuciłem bron przed siebie i kopnąłem. Czy oni do cholery zdawali sobie sprawę co robimy? Bo mi się nie wydaje... 

- Rozmawialiśmy, nawet dziś...- wiedziałem, że blondyn zaczyna się denerwować, ale no halo, czemu denerwuję się tym, a nie tym, że zamierzamy zastrzelić Dave i jego gang? 



- Nie zabiję nikogo, nie rozumiesz?!- warknąłem i ruszyłem do wyjścia.

- Więc ona zginie, chcesz tego? Chcesz ją stracić?- szarpnął mnie mocno, ale to nie wystarczyło bym tam wrócił. Wręcz przeciwnie.

- Sam wymyśle plan, lepszy plan.

- Dobrze wiesz, że nie- spojrzał na mnie ze smutkiem, nie chciałem przegrać, chociaż wiedziałem, że nie jestem w stanie jej pomóc sam.- Ale jeśli tak twierdzisz, to okej.

Puścił mnie, a ja wyszedłem jak najszybciej. Powaliło ich, przysięgam. Zgodziłem się na to, ale nie na to aby zabijać ludzi. Może byli źli, może oni zabili wielu, ale to jak zmienianie się w potwora, nie można zabijać kogoś, nawet jeśli inny plan (prawdopodobnie) nie istnieje. Byłem w cholernej rozsypce.

Usiadłem na trawie i rzuciłem kamykiem w stronę stawu. Domek niedaleko skoczni narciarskiej. Kto by się tu spodziewał strzelnicy i bandy idiotów? Byliśmy bezpieczni, mogliśmy ćwiczyć, ale w takiej cenie?

Czemu nie mogliśmy ich schwytać, a potem zadzwonić na policję? Czemu to musi być tak drastyczne? Jesteśmy przecież dobrzy, a niedawno byliśmy na dnie. Nie chciałem być taki jak oni.

Dziś miało przyjechać jeszcze 3 z ich ''paczki czarnych kurtek''. Zacząłem ich tak nazywać, ze względu na to, że cały czas chodzili w tych czarnych badziewiach. I mam ufać osobom, które tylko znam poprzez ubieranie gangsterskich ciuchów?

- O hej Jurij!- Domen przeszedł koło mnie i kierował się w stronę drzwi.- Nie mogę trenera znaleźć, a jego telefon odebrał jakiś chłopak, Patrick chyba? No nic, muszę z nim pogadać.

- Jasne, na prawo- kiwnąłem głową.

MOMENT.

Ty idioto! 

Zerwałem się z miejsca i mentalnie uderzyłem ręką w głowę. To przecież Domen!

- Emm, bo jednak trener jest zajęty- chłopak już wszedł, a ja w ostatniej chwili cofnąłem go.

- Jak to jest zajęty, przecież...

- O, jesteś już! A gdzie twoich dwóch kolegów? Dobra miesza z tym!- zaczął wysoki mężczyzna ściskając w ręku pistolet, cholera jasna, zaraz wszystko się wyda, czy oni naprawdę nie widzą, że on ma kurtkę zimową?!

- To nie...

- Cicho Jurij, już to słyszeliśmy! Nie chcesz uratować swojej kuzynki?

- Słucham?- Domen spojrzał na mnie zdezorientowany, cholera, cholera, cholera!

- Zapomniałeś po co tu jesteś młody? Jego kuzynkę śledzi od lat Dave Janus ze swoim głupim gangiem, o sto razy gorszym od naszego i zagroził jej zabicie was, wiec wyjechała i więził ją, a teraz my go chcemy zabić, bo on chcę ją zabić, proste? Proste!

I w tej chwili właśnie wszystko legło w gruzach.




''Chodzę w tę i z powrotem podczas, 
gdy ty leżysz nieruchomo. 
Przyciągają cię, żeby poczuć bicie twojego serca
 Słyszysz mnie kiedy krzyczę: "proszę nie zostawiaj mnie". ''



P.O.V Ana

Okno było szeroko otwarte, a ja mocno opatulona kurtką siedziałam i po prostu patrzyłam na skocznie. Była na tyle niesamowita, że zdołałam się uspokoić. Słowa Daniela dudniły mi w głowie, jakby chciały uświadomić, że to prawda.


Może powinnaś odpuścić?


Po tym wszystkim co przeszłam? Po tym jak wiele im zawdzięczam?


Być może tak.


- Chcesz herbaty?


Katy spojrzała na mnie smutno i usiadła obok mnie. Przyszłam do niej dosłownie 10 minut po tym wszystkim, co powiedział mi Tande. Sama bym tego nie zniosła.


- Poproszę.



- Chcesz?- postawił przede mną ciepły kubek z napojem. Dzisiaj cały dzień padało, zbierało się na burze. Osiem stopni w lato to jednak rzadka sytuacja. 

- Jaki miły- parsknęłam, a Peter machnął ręką.


- Domen kazał mi przekazać- przytaknęłam.- Nie no, żartuje, tym razem ja się wysiliłem.


Przyjrzałam mu się dokładniej i dostrzegłam w jego oczach smutek. Żadnej kpiny, żadnej złości, tylko smutek. To była rzadkość u Petera, zawsze miał pretensje, zawsze miał problemy o choćby najmniejszy szczegół, a dzisiaj wydawał się nieobecny. 


- O czym myślisz?- spojrzałam na niego zaciekawiona, a chłopak przysiadł się koło mnie.


- O niczym ciekawym- skłamał, co zdało się wyczuć nawet po barwie jego głosu. 


- Na pewno?- utkwił wzrok w przestrzeni za oknem, a ja już wiedziałam, ze stało się coś. Niekoniecznie złego, ale czułam, że coś zrozumiał.


- To nic takiego, po prostu wspomnienia...


- Wspomnienia są częścią nas Peter, nie wymażesz ich, możesz je zaakceptować... Więc czy żałujesz, czy akceptujesz?


Krople coraz głośniej stukały w szybę, a niebo robiło się coraz bardziej ciemne. Wiatr szarpał drzewami, a Peter jakby zaciekawiony tym widokiem podszedł do okna i głośno westchnął. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy chodzi o pogodę, czy o to co czuję.


- Próbuję zrozumieć.


- Co chcesz zrozumieć?


Wzięłam łyk napoju i skupiłam wzrok na chłopaku. Wydawało mi się, jakby chciał powiedzieć mi coś ważnego, ale zastanawiał się, czy warto.


- Wiesz...- urwał na chwilę, by na mnie spojrzeć.- Nie jestem aż taki zły, po prostu niektóre rzeczy zniszczyły mnie na tyle, że zdecydowałem zostać się już zniszczony...


- Tyle, że bycie zniszczonym to jak poddanie się śmierci. Przestajesz wierzyć we wszystko w co powinieneś, odsuwasz się...


- I wtedy myślałem, że to dobre, że tak się powinno, jak zbyt boli- zamilknął i uśmiechnął się słabo.- A okazało się, że nie.


- Nie chciałeś walczyć, czułeś się zbyt przytłoczony i niepewny, wszystko i wszyscy odchodzili. Zostałeś sam- on nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo go rozumiałam.


- Ale ostatnio trochę mi się zachciało, nie chce być ani zły, ani przesadnie dobry, chcę trzymać granicę- szepnął i wstał, przyzwyczaiłam się, że nasze rozmowy nie trwają długo.


- Więc znajdź ją i trzymaj się jej.


Uśmiechnął się lekko i wziął ostatni łyk herbaty, nawet nie zauważyłam, że już ją wypił. Może po prostu czasami byłam zbyt oczarowana tym kim jest pod swoją zimną maską? 


- Już ją znalazłem, jest blisko mnie, ale ja sam nie jestem pewny, czy ja jestem gotowy, by ją mieć.




- Ana?- potrząsnęłam głową i spojrzałam na brunetkę.- Mówię do ciebie od 5 minut.


- Przepraszam, wspomnienia- mruknęłam i zawiesiłam ponownie wzrok na skoczni.


- Wspomnienia jakiego typu?

- Od tych pięknych do tych najgorszych- bo czym bylibyśmy bez wspomnień? One budowały nas, one sprawiały, że zmienialiśmy się, dorastaliśmy. Po czasie to one pomagały nam wybrać, one pomagały nam nie popełnić tego samego błędu.- Ale wszystkie... tych wszystkich, co do jednego nie chcę zapomnieć.

- Dlaczego? Nawet tego co robił ci Dave?

- A co jakby on nie namieszał w moim życiu?- przełknęłam ślinę, a brunetka patrzyła na mnie zaskoczona.- Może byłby inny, który zrobiłby jeszcze gorsze rzeczy. Może nie byłoby nikogo, może byłoby spokojnie i bezpiecznie, ale czy wtedy byłabym taka jaka jestem? Czy wtedy przeżyłabym swoją pierwszą miłość? Czy wtedy nauczyłabym się sztuki przetrwania? Czy wytrwałabym przy Peterze, czy w ogóle bym go spotkała?

- Nie...- szepnęła, a głos jej się zatrząsł.- Wtedy nie byłabyś tą Aną.

- Chyba wolę być tą Aną, która straciła obojgu rodziców przez gangsterskie porachunki, której brat powiesił się z natłoku bólu, której pierwsza miłość odeszła, a kto wie? Może byłaby najpiękniejszą, jaką by świat widział... Tą Aną, która lata uciekała przed szalonym mężczyzną, próbującym ją zabić... Ale ona już przestała uciekać.

- Co? Co ty teraz mówisz?- ścisnęła moje ręce, była przerażona, a ja? Ja już traciłam nadzieję.

- Nie chcę uciekać, chcę żeby oni byli szczęśliwi, a dopóki ja tu jestem im wiecznie coś grozi.

Łzy popłynęły po moich policzkach, mocno zacisnęłam zęby. Miałam być silna, miałam nie płakać, miałam być niezniszczalna. Przecież dałam sobie radę przez tyle lat, przecież wszystko było możliwe, mimo iż zniszczyłam wszystko co cenne. Błędne koło. Kochałam i traciłam. 

- Ale oni cię kochają...- wątłe ramiona dziewczyny przytuliły mnie mocno, a ja wstrzymałam się od szlochania.- Nie można przestać kogoś kochać w dwa dni, dwa tygodnie... Nie, jeśli kochasz prawdziwie. Serce nie daje ci spokoju, przypomina w każdym miejscu, w każdej osobie, gdziekolwiek nie pójdziesz, będziesz czuła, będziesz zraniona, ale nadal będziesz kochała. 



- Więc co mam zrobić?

- Walczyć- puściła mnie i wstała.- Zamknę okno, napada nam do domu.

Krople deszczu głośno uderzały w okno, widać było pierwsze błyskawice. Burza, przelotna i krótkotrwała. Jak zauroczenie. Błyskawice, mocne i zależne od burzy. Jak zakochanie. Więc deszcz... Długi, krople nie dawały poznać, że to łzy, spokojny, nie na chwilę... Piękny, uspokajający. Jak miłość. 

- W dodatku nie lubię tego odgłosu- westchnęła.

- Zostaw, chociaż na chwilę- poprosiłam.- Wiem, może cię irytować ten dźwięk, ale jeśli dobrze go zrozumiesz... To będzie twój.

- Więc czym on jest dla ciebie?

- Dla mnie?- przetarłam oczy i uśmiechnęłam się lekko.- Niczym szczególnym dla innych, po prostu biciem jego serca. 



''Bezradnie się modląc, światło nie blaknie
 Chowając szok i chłód w moich kościach 
 Chodzę w tę i z powrotem podczas, gdy ty leżysz nieruchomo.''


P.O.V Peter


Obiecywać można wiele. Obiecywać można kawę o poranku, obiecywać można dobrą pogodę na weekend. Przysięgać można, że będzie się zawsze, że się nie zostawi. Lecz, czy każdego poranka obudzisz się i zrobisz kawę ukochanej? Może będziesz spieszył się do pracy, a może kawy po prostu nie będzie? Czy jesteś pewien, że będzie ładna pogoda, a co jak pojawią się chmury? Co jak serwis internetowy pogody się pomylił?


A czy... Czy da się być zawsze? Bo w końcu zawsze to trochę długo. Obiecujesz, że nie zostawisz? A co jak się pokłócicie, nie wyjdziesz z pokoju trzaskając drzwiami? Czy znasz ją na tyle dobrze, że wiesz, iż nie zrobi sobie krzywdy z obawy utracenia ciebie? 

Nie obiecuj. To zbyt krótkotrwałe. Nie znasz przyszłości, jedyne co masz to te sekundy, które liczysz. 

List w mojej kieszeni, wieczór, spacer i sam ja. Czego chcieć jeszcze od życia, które łaskawe nie jest? Powoli chodziłem między alejkami, próbując przypomnieć sobie każdą chwilę, choć wcale nie musiałem. Widziałem je idealnie.

- Cóż za miłe spotkanie- szyderczy śmiech dało się słyszeć na 2 kilometry. Jej nie dało się pomylić z nikim innym.

- Dla kogo miłe, to miłe.

- Widzę, że zaostrzasz pazurki- przejechała mi po ramieniu, a ja strzepnąłem jej dłoń.

- Do rzeczy Cara.

- Już nie można normalnie porozmawiać?- uśmiechnęła się niby szczerze, choć u niej wyglądało to jak wymuszony, tak nawet wymuszony grymas.

- Nie?- spojrzałem na nią zniecierpliwiony.- Coś chcesz, czy nie?

- Śpieszysz się gdzieś?

- Z daleka od ciebie- ruszyłem, ale zatrzymała mnie w ciągu sekundy.

- Nadal nie zrozumiałeś?

- Czego?

- Dave, Dave Janus cholera- zobaczyłem w jej oczach przerażenie, zdziwiłem się mocno. Ona i przerażenie? Ona i strach? 



- No i kto to niby?

- Tego ci nie mogę powiedzieć, inaczej zrobi ze mną to samo co z...- ucięła szybko, a ja wiedziałem, że coś ukrywa.

- Z kim?- machnęła ręką, a ja porządnie się zdenerwowałem.- Cara, albo mówisz albo nie!

- Z kimś ważnym- spojrzałem wyczekująco, próbując przekazać, iż ta odpowiedź nic mi nie daje.- Z kimś ważnym dla ciebie.

- Co ty gadasz?- potrząsnąłem głową i zaśmiałem się głośno.- Nie nabiorę się.

- Nie chcę cię nabrać, już nie, chce pomóc... Dzięki temu pomogę sobie.

- Teraz to już kompletnie ci nie wierzę- wybuchnąłem śmiechem.- Ty pomóc mi...

- Oni mają 2 lub 3 dni, by go pokonać, musisz odkryć kto to Dave, musisz im pomóc- jąkała, a ja pogubiłem się kompletnie. Może miała rację, może nie, to była Cara. Tyle mi wystarczało.

- Nie obchodzi mnie, to co mówisz- wzruszyłem ramionami.

- Musisz, Prevc cholera inaczej...- spojrzała na telefon i przegryzła wargę.- Muszę iść.

- Super- chciałem iść i dokończyć mój spacer, ale ona chyba uwielbiała szarpać ludzi. 

- Nie możesz tego tak zostawić!

- Twój problem.

- Twój też! Stracisz ją na zawsze- serce zabiło mi szybciej, jakby rozumiało jej gadaninę.

- Kogo?

- Kogoś kogo kochasz, cholera musisz pomóc. Ona cię kocha, a on ją wykończył, dwa dni Prevc- nie rozumiałem tego co mówiła, moze nie chciałem, może gdzieś tam już wiedziałem.

Pobiegła szybko, a ja usiadłem na ławce. Serce waliło mi jak oszalałe, sam nie wiedziałem dlaczego. Czy się bałem? Nie wiedziałem czego. Z tej setki osób pozostało mi tak niewiele, nawet do jej kłamstw. Rodzice problemów nie mieli z nikim, siostry były jeszcze małe, a braci widziałem codziennie. Wiec co takiego mogłoby się stać? 

Była jeszcze ona, ale ona... Ona nie kwalifikowała się. Ona zniknęła, została wspomnieniem. Za szybko, abym stwierdził, czy walczyć, czy pozostawić ją w przeszłości. To mogłaby być ona, ale nie potrafiłem określić uczucia do niej. Za mało jej było, ale jednocześnie zbyt niezrozumiale. Miotałem się w miłości i w nienawiści, te uczucia są takie podobne... Gdybym, gdybym wiedział, że już jej nie ma, gdybym był pewien...

Więc zrobiłem to co ona, najzwyczajniej w świecie. Poczta była otwarta jeszcze pół godziny, a kartka papieru tylko lekko mokra od śniegu. Czy list wystarczy? Miałem nadzieję, że powie mi co mam zrobić, bo ostatnio czułem się zbyt pogubiony i przytłoczony, a podobno tylko miłość to potrafi. 

Więc po prostu pominę moje beztalencie pisarskie, pismo ledwo czytelne i upewnię się, że wszystko jest dobrze. Jeśli nie, wsiądę w pierwszą lepszą taksówkę i będę szukał ją po tym całym zasranym mieście.

Nieważne ile kilometrów przejadę, ile pieniędzy wydam, wystarczy, że spojrzę na nią, a będę wiedział, że zrobiłbym to jeszcze raz.


''Kochanie i kłótnie. oskarżanie, zaprzeczanie 
 Radość i chaos, demony, z których jesteśmy stworzeni
 Będę taki zagubiony, jeśli zostawisz mnie samego.''

______________________________________________________

Mogą być błędy za które bardzo przepraszam:<
Troche czasu mineło, ale zebrałam się.
Wszystkie rozdziały zostały poprawione, a ja dostałam weny.
Jeśli dużo osób zostało z przyjemnością będę kontynuowała bloga.
Miłego weekendu! <3 

3 komentarze:

  1. Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam kiedy zobaczyłam nowy rozdział. Jak zwykle mogłabym go opisać w samych pozytywnych słowach, ale chyba zabrakłoby miejsca. Mam tylko nadzieję, że nie zabijesz Any... proszę. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i życzę dużo weny i miłego weekendu.
    S
    PS. Bardzo przepraszam za interpunkcje i inne ewentualne błędy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze, że się nie spodziewałam... ani tego wpisu, ani "wpadki" przy Domenie, ani zachowania Cary.
    Ciekawi mnie co będzie dalej, więc mam nadzieję, że nie rezygnujesz.
    Do zobaczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj kochana. Po dość długim czasie wracam do opowiadania i tak jak zawsze mówię ci- GENIALNE. Mam tylko nadzieję że będziesz kontynuować pisanie. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Wierzę że niedługo się pojawią☺
    Pozdrawiam❤

    OdpowiedzUsuń