''Zamierzam wypowiedzieć wszystkie słowa
krążące po mojej głowie
Jestem rozwścieczony i
zmęczony tym jak miały się rzeczy.''
krążące po mojej głowie
Jestem rozwścieczony i
zmęczony tym jak miały się rzeczy.''
P.O.V Anastazja
''...- Podnieś się!- słyszę cichutki głosik.- Podnieś się Anastazjo, wiem, że potrafisz!
Idę w stronę głosu, idę w ciemności, ale idę, bo nie pozwolę, by coś tej małej istotce się stało...
''...- Podnieś się!- słyszę cichutki głosik.- Podnieś się Anastazjo, wiem, że potrafisz!
Idę w stronę głosu, idę w ciemności, ale idę, bo nie pozwolę, by coś tej małej istotce się stało...
- Gdzie jesteś?!- rozpoznaje głos mojego małego Connor'a. Zrozpaczona upadam, krzycząc z bólu.- Connor, gdzie jesteś?! Connor, usłysz mnie!- czuję jak ziemia pod stopami zanika.
- Anastazjo, jesteś kimś więcej, Anastazjo, walcz...- zaciskam obolałe dłonie w pięści popłakując cichutko.- Walcz dla mnie...''
Przerażona zerwałam się z fotela, skupiając uwagę wszystkich w samolocie. To tylko sen, tylko sen... Odetchnęłam już nieco spokojniej, ale gdy przypomniałam sobie gdzie jestem, zaczęłam trząść się jak galareta. Jestem taka dziecinna - boję się nawet zwykłego transportu.
Ile bym dała, by on był teraz przy mnie, by śmiał się ze mnie, albo mocno przytulał i uspokajał. Był tak młody, dopiero poznawał świat, kawałek po kawałeczku. Zawsze wierzył, że jest jakieś wyjście, że jeśli chcemy damy radę sobie ze wszystkim. Ale czas płynął, ludzie nie dostrzegali jaki delikatny jest. Wszystko zaczęło go przytłaczać. Przytłaczałam go swoimi problemami, szukałam pomocy, on nieudolnie próbował. Wciągnęłam go w świat, którego nigdy nie powinien poznać.
- Um, wszystko dobrze?- nieśmiały i nieco przestraszony głos wyrwał mnie z amoku. Spojrzałam na chłopaka smutnym i wściekłym wzrokiem, lecz po chwili rysy mojej twarzy złagodniały.- Ja nie chciałem przeszka...
- Nie szkodzi, nie przeszkadzasz- próbowałam uśmiechnąć się w jego stronę, lecz wyszedł z tego jakiś marny grymas.
- Teraz już wiem, że nie- zaśmiał się cicho pod nosem.- Wiem, że nie powinienem się wtrącać, ale czasem dobrze się wygadać.
- Nawet nie znam twojego imienia- mruknęłam. Wszystko było takie trudne, pogmatwane... Wydawało się takie bez sensu. Ten lot. Ta nadzieja. Planica... Nie potrafiłam odmówić Jurijowi, kiedy wyczułam w jego głosie bezsilność.
- Domen, Domen Prevc- chłopak wyszczerzył się słodko i podał mi dłoń. Patrzyłam na niego niepewnie, ale po dłuższej chwili ujęłam jego rękę. Przypatrywałam mu się dość długo, ponieważ już gdzieś widziałam podobną twarz.
- Czekaj, ty jesteś tym nowym skoczkiem?- nagle ''zaświtało'' mi w głowie, jak mogłam tego nie zauważyć od początku?
- A skąd wiesz?- uniósł brew, nie tracąc uśmiechu.
- Będę nową psycholożką w waszej kadrze...- to naprawdę śmieszne, sama nie daję sobie rady, a idę w ten kierunek. Nikt nie potrafi mnie zrozumieć, mówią, że tyle czasu minęło. Mówią, że powinno być już dobrze, pytają, wymuszają.
- Ooo! To tym bardziej miło poznać, trochę się boję, jestem najmłodszy, najsłabszy, choć wiem, że teraz kadra nie ma się za dobrze- westchnął, tym razem tracąc uśmiech.- Cholerka, nie chciałem się narzucać...
- Nie martw się, oglądałam niedawno powtórki letnich zawodów, masz talent. To, że dopiero zaczynasz ze skokami w lepszej grupie, nie oznacza, że jesteś słaby. Wręcz przeciwnie, pomyśl... Mając szesnaście lat, zaczynając w kadrze juniorów, już pojawiasz się w kadrze A, to wielki sukces- poklepałam go po ramieniu, a chłopak spojrzał na mnie z ulgą, tak jakbym powiedziała mu coś, co chciał usłyszeć.
- Dziękuję, tego było mi potrzeba, widzisz jeszcze nie doleciałaś, a już pomogłaś jednemu skoczkowi!- zaśmiałam się cicho.
- To nic takiego, po prostu początki mojej pracy z wami.
- Można i tak- przytaknął.- A jak ty, um pani...
-Anastazja Voel.
''Wznieś modlitwę do tych u góry
Cała nienawiść, której doświadczyłeś,
zmieniła twoją duszę w gołębia.''
- Anastazjo, jesteś kimś więcej, Anastazjo, walcz...- zaciskam obolałe dłonie w pięści popłakując cichutko.- Walcz dla mnie...''
Przerażona zerwałam się z fotela, skupiając uwagę wszystkich w samolocie. To tylko sen, tylko sen... Odetchnęłam już nieco spokojniej, ale gdy przypomniałam sobie gdzie jestem, zaczęłam trząść się jak galareta. Jestem taka dziecinna - boję się nawet zwykłego transportu.
Ile bym dała, by on był teraz przy mnie, by śmiał się ze mnie, albo mocno przytulał i uspokajał. Był tak młody, dopiero poznawał świat, kawałek po kawałeczku. Zawsze wierzył, że jest jakieś wyjście, że jeśli chcemy damy radę sobie ze wszystkim. Ale czas płynął, ludzie nie dostrzegali jaki delikatny jest. Wszystko zaczęło go przytłaczać. Przytłaczałam go swoimi problemami, szukałam pomocy, on nieudolnie próbował. Wciągnęłam go w świat, którego nigdy nie powinien poznać.
- Um, wszystko dobrze?- nieśmiały i nieco przestraszony głos wyrwał mnie z amoku. Spojrzałam na chłopaka smutnym i wściekłym wzrokiem, lecz po chwili rysy mojej twarzy złagodniały.- Ja nie chciałem przeszka...
- Nie szkodzi, nie przeszkadzasz- próbowałam uśmiechnąć się w jego stronę, lecz wyszedł z tego jakiś marny grymas.
- Teraz już wiem, że nie- zaśmiał się cicho pod nosem.- Wiem, że nie powinienem się wtrącać, ale czasem dobrze się wygadać.
- Nawet nie znam twojego imienia- mruknęłam. Wszystko było takie trudne, pogmatwane... Wydawało się takie bez sensu. Ten lot. Ta nadzieja. Planica... Nie potrafiłam odmówić Jurijowi, kiedy wyczułam w jego głosie bezsilność.
- Domen, Domen Prevc- chłopak wyszczerzył się słodko i podał mi dłoń. Patrzyłam na niego niepewnie, ale po dłuższej chwili ujęłam jego rękę. Przypatrywałam mu się dość długo, ponieważ już gdzieś widziałam podobną twarz.
- Czekaj, ty jesteś tym nowym skoczkiem?- nagle ''zaświtało'' mi w głowie, jak mogłam tego nie zauważyć od początku?
- A skąd wiesz?- uniósł brew, nie tracąc uśmiechu.
- Będę nową psycholożką w waszej kadrze...- to naprawdę śmieszne, sama nie daję sobie rady, a idę w ten kierunek. Nikt nie potrafi mnie zrozumieć, mówią, że tyle czasu minęło. Mówią, że powinno być już dobrze, pytają, wymuszają.
- Ooo! To tym bardziej miło poznać, trochę się boję, jestem najmłodszy, najsłabszy, choć wiem, że teraz kadra nie ma się za dobrze- westchnął, tym razem tracąc uśmiech.- Cholerka, nie chciałem się narzucać...
- Nie martw się, oglądałam niedawno powtórki letnich zawodów, masz talent. To, że dopiero zaczynasz ze skokami w lepszej grupie, nie oznacza, że jesteś słaby. Wręcz przeciwnie, pomyśl... Mając szesnaście lat, zaczynając w kadrze juniorów, już pojawiasz się w kadrze A, to wielki sukces- poklepałam go po ramieniu, a chłopak spojrzał na mnie z ulgą, tak jakbym powiedziała mu coś, co chciał usłyszeć.
- Dziękuję, tego było mi potrzeba, widzisz jeszcze nie doleciałaś, a już pomogłaś jednemu skoczkowi!- zaśmiałam się cicho.
- To nic takiego, po prostu początki mojej pracy z wami.
- Można i tak- przytaknął.- A jak ty, um pani...
-Anastazja Voel.
''Wznieś modlitwę do tych u góry
Cała nienawiść, której doświadczyłeś,
zmieniła twoją duszę w gołębia.''
P.O.V Peter
- Jak tam?- byłem zły, lecz także czułem jak ogarnia mnie rozbawienie.
- A co ciebie to obchodzi?- prychnąłem.
- Jesteśmy przyjaciółmi, a bynajmniej byliśmy- spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, ale ja miałem to w dupie, głęboko i daleko.
- Weź mnie zostaw w spokoju Jaka...- warknąłem pod nosem, dziś miałem naprawdę dobry humor. Ale zjebali mi go jak zawsze. Czasami bym to wszystko zostawił i wrócił do Lublany, ale zbyt dużo wytrwałem, żeby to wszystko zostawić.
- Jak tam?- byłem zły, lecz także czułem jak ogarnia mnie rozbawienie.
- A co ciebie to obchodzi?- prychnąłem.
- Jesteśmy przyjaciółmi, a bynajmniej byliśmy- spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, ale ja miałem to w dupie, głęboko i daleko.
- Weź mnie zostaw w spokoju Jaka...- warknąłem pod nosem, dziś miałem naprawdę dobry humor. Ale zjebali mi go jak zawsze. Czasami bym to wszystko zostawił i wrócił do Lublany, ale zbyt dużo wytrwałem, żeby to wszystko zostawić.
- Dziś przyjeżdża twój brat...- stanąłem w miejscu, zastanawiając się po co on mi to mówi.
- I co z tego? Mam jakieś przyjęcie na tą cześć zrobić?
- Nie tylko...
- Super, to nara- usiadłem na belce i oczekiwałem na sygnał trenera. Jeszcze chwila, jeszcze moment. Już. Odepchnąłem się z progu i ruszyłem.
Zaraz upadniesz...
Nieprawda, jestem najlepszy! Jestem i będę!
Wmawiasz sobie to, zobacz gdzie lecisz...
Na bardzo daleką odległość!
Ta, chyba na setny metr...
Skupiłem wzrok na zeskoku i wkurzony wylądowałem na 150 metrze. Zjechałem na dół z wściekłością. Znów zepsułem, znów do cholery!
Rzuciłem wszystkie zbędne rzeczy, zmieniłem jak najszybciej buty i poszedłem prosto przed siebie. Nie obchodziło mnie, że leżało to na zeskoku, miałem to w głębokim poważaniu. Mamy skocznie dla siebie i będę robił, co mi się żywnie podoba. Wziąłem adidasy od Don'a i ruszyłem w stronę lasu. Musiałem się przewietrzyć, bo nie wytrwałbym widoku tych sztucznie uśmiechniętych mord.
Nienawidzę widzieć tych sztucznych uśmiechów. Tego gadania, że to przejściowe... Oni gówno wiedzą, jedni skaczą tak jak ja, jedni nigdy nie wzbili się w powietrze, lecz to nie istotne, bo wszyscy mawiają, że mam się nie martwić. Czy ja się martwię? Oczywiście, że nie - po prostu jestem wściekły. To mnie rozbawia, naprawdę, rozbawia aż do łez. Są tak głupi, tak naiwni. Wmawiają mi coś i myślą, że uwierzę, myślą, że jestem głupi. Nie słucham ich, nie chcę słuchać, gdybym był sam na tym świecie byłoby lepiej. O wiele lepiej.
Pobiegłem przed siebie i nie zwracałem uwagi na nic. Jestem silny, dam sobie radę.
Nie jesteś!
Zacisnąłem dłonie w pieści, jestem kimś, osiągnąłem coś więcej niż wszyscy. Jestem kimś więcej. Zamknąłem oczy i stanąłem w miejscu. Przeszedłem tak daleko, że jest warto, jest warto próbować, choć jest coraz gorzej nie poddam się. Nie ma opcji, to ja tu rządzę.
Wiem, jestem pojebany, raz mówię, że to nie przejściowe, że to się kończy. Ale to nie tak. Po prostu nie daję rady skoczyć idealnie, bo oni ciągle mają wąty, tak właśnie! Gdyby nie mieli byłbym najlepszy, tak właśnie.
Mhm, wmawiaj sobie to dalej...
Spokojnie i pewnie dobiegłem do domku, gdzie usłyszałem wesoły głos Jaki. Jezu, nie rozumiem z czego on się cieszy, po co on się uśmiecha. Jest slaby i zawsze będzie.
Obok niego stała niezbyt wysoka i dosyć młoda dziewczyna. Patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednak nie było to jakieś zawstydzenie.
- O to właśnie Peter, z nim ostatnio gorzej i...
- Przepraszam bardzo co?!
- Peter, dobrze wiesz, jak jest, psychicznie już...
- Ja sobie bardzo dobrze radzę!
- Wszystkim wam jest trudno, z tego co słyszałam...
- Oni są idiotami, którzy myślą, że mogą coś osiągnąć!- spojrzałem na dziewczynę i zakpiłem.- A ona tu po co?! Do zabaw towarzyskich? Była mowa, że dziewczyn, dziwek, czy bóg wie co, nie zabieramy!
- Peter!- trener wkurzony podniósł głos, ale nic sobie z tego nie robiłem. Chciałem tylko wiedzieć, po co ta osoba tu stała i miała czelność do mnie mówić.
- Wybacz, przykro mi, że nikt nie umie zaspokoić twoich potrzeb, ja niestety nic na to nie poradzę- usłyszałem śmiechy wokół mnie, a dziewczyna uśmiechnęła się bezczelnie.
Czarne włosy sięgały jej prawie do pasa, a jej usta zdobiła czerwona szminka. Granatowa sukienka powiewała na wietrze, odsłaniając jej chude nogi. Szkoda, jakby ktoś jej te nogi połamał...
- Takich problemów, to ja nie mam.
Była dosyć chuda, można uznać, że nawet koścista. Stanęła bliżej mnie, tupiąc czarnymi obcasami. Skąd ona się urwała w takim ubraniu?
- Kto wie.
- Nie wiem, po co tu jesteś, bo mi na pewno jesteś niepotrzebna. Niech zgadnę! Kolejny psycholog? Skarbie muszę się uprzedzić, mnie nie zmienisz.
Uniosła wzrok, a ja mogłem zauważyć jej ciemne oczy. Błysnęło w nich coś niepokojącego, ale nie zwróciłem na to większej uwagi.
- Och, czyli wcale nie macie problemów? A w szczególności ty?- prychnęła.
- Oczywiście, że nie, to po prostu jakiś wypadek przy pracy- zaśmiała się, a ja spojrzałem na nią zdezorientowany.- Co?
- Przed chwilą powiedziałeś, że twoi koledzy nie dają rady, jesteś pewny, że wiesz co mówisz? Przyznaję, zaczynam się gubić już na samym początku.
- Nieważne, nie będzie żadnego naszego początku- uniosłem wyżej głowę.- Moje skoki niedługo będą idealne, tak jak kiedyś.
Pokręciła głową, a jej długie włosy uniosły się na wietrze. Odgarnęła je niezgrabnie ręką, była totalnie nieatrakcyjna.
- Może ty też jesteś taki perfekcyjny, co?
- Myślałem, że to oczywistość.
- Wybacz, że jestem tu panie idealny, ale jakoś mi na to nie wygląda, po za tym nikt z nas nie jest idealny, jedynie, że przybyłeś z jakiejś innej planety- znów śmiechy, a moja frustracja była coraz większa.- Och, zobacz! Nawet zmarszczka ci wyszła!
- Chyba masz jakieś popieprzone źródła, bo ja mam się dobrze. Możesz już wracać, hotel dla dziwek jest po drugiej stronie ulicy.
- Takimi tekstami to się kosiło w gimnazjum Prevc. Lepiej popracuj, jak dolecieć do połowy skoczni- zacisnąłem zęby mocno, niemal nimi zgrzytając. To była dziewczyna, nie biję się ich, bynajmniej tyle zostało mi szacunku po Car'ze.
Ostatni raz spojrzałem na nową psycholożkę, nie siliłem się na wymyślenie żadnego złośliwego tekstu w jej stronę, nie będę stał tu jak idiota i bawił się w ''kto to skończy spektakularniej''.
- Spierdalaj.- kopnąłem leżący kamyk przede mną i wszedłem do domu. Pozostanie tam na pewno nie byłoby dobrą opcją. Jedyne co wiedziałem, to, że pokaże jej, iż jest tu całkowicie zbędna i nigdy żadnemu z nas nie będzie potrzebna.
- I co z tego? Mam jakieś przyjęcie na tą cześć zrobić?
- Nie tylko...
- Super, to nara- usiadłem na belce i oczekiwałem na sygnał trenera. Jeszcze chwila, jeszcze moment. Już. Odepchnąłem się z progu i ruszyłem.
Zaraz upadniesz...
Nieprawda, jestem najlepszy! Jestem i będę!
Wmawiasz sobie to, zobacz gdzie lecisz...
Na bardzo daleką odległość!
Ta, chyba na setny metr...
Skupiłem wzrok na zeskoku i wkurzony wylądowałem na 150 metrze. Zjechałem na dół z wściekłością. Znów zepsułem, znów do cholery!
Rzuciłem wszystkie zbędne rzeczy, zmieniłem jak najszybciej buty i poszedłem prosto przed siebie. Nie obchodziło mnie, że leżało to na zeskoku, miałem to w głębokim poważaniu. Mamy skocznie dla siebie i będę robił, co mi się żywnie podoba. Wziąłem adidasy od Don'a i ruszyłem w stronę lasu. Musiałem się przewietrzyć, bo nie wytrwałbym widoku tych sztucznie uśmiechniętych mord.
Nienawidzę widzieć tych sztucznych uśmiechów. Tego gadania, że to przejściowe... Oni gówno wiedzą, jedni skaczą tak jak ja, jedni nigdy nie wzbili się w powietrze, lecz to nie istotne, bo wszyscy mawiają, że mam się nie martwić. Czy ja się martwię? Oczywiście, że nie - po prostu jestem wściekły. To mnie rozbawia, naprawdę, rozbawia aż do łez. Są tak głupi, tak naiwni. Wmawiają mi coś i myślą, że uwierzę, myślą, że jestem głupi. Nie słucham ich, nie chcę słuchać, gdybym był sam na tym świecie byłoby lepiej. O wiele lepiej.
Pobiegłem przed siebie i nie zwracałem uwagi na nic. Jestem silny, dam sobie radę.
Nie jesteś!
Zacisnąłem dłonie w pieści, jestem kimś, osiągnąłem coś więcej niż wszyscy. Jestem kimś więcej. Zamknąłem oczy i stanąłem w miejscu. Przeszedłem tak daleko, że jest warto, jest warto próbować, choć jest coraz gorzej nie poddam się. Nie ma opcji, to ja tu rządzę.
Wiem, jestem pojebany, raz mówię, że to nie przejściowe, że to się kończy. Ale to nie tak. Po prostu nie daję rady skoczyć idealnie, bo oni ciągle mają wąty, tak właśnie! Gdyby nie mieli byłbym najlepszy, tak właśnie.
Mhm, wmawiaj sobie to dalej...
Spokojnie i pewnie dobiegłem do domku, gdzie usłyszałem wesoły głos Jaki. Jezu, nie rozumiem z czego on się cieszy, po co on się uśmiecha. Jest slaby i zawsze będzie.
Obok niego stała niezbyt wysoka i dosyć młoda dziewczyna. Patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednak nie było to jakieś zawstydzenie.
- O to właśnie Peter, z nim ostatnio gorzej i...
- Przepraszam bardzo co?!
- Peter, dobrze wiesz, jak jest, psychicznie już...
- Ja sobie bardzo dobrze radzę!
- Wszystkim wam jest trudno, z tego co słyszałam...
- Oni są idiotami, którzy myślą, że mogą coś osiągnąć!- spojrzałem na dziewczynę i zakpiłem.- A ona tu po co?! Do zabaw towarzyskich? Była mowa, że dziewczyn, dziwek, czy bóg wie co, nie zabieramy!
- Peter!- trener wkurzony podniósł głos, ale nic sobie z tego nie robiłem. Chciałem tylko wiedzieć, po co ta osoba tu stała i miała czelność do mnie mówić.
- Wybacz, przykro mi, że nikt nie umie zaspokoić twoich potrzeb, ja niestety nic na to nie poradzę- usłyszałem śmiechy wokół mnie, a dziewczyna uśmiechnęła się bezczelnie.
Czarne włosy sięgały jej prawie do pasa, a jej usta zdobiła czerwona szminka. Granatowa sukienka powiewała na wietrze, odsłaniając jej chude nogi. Szkoda, jakby ktoś jej te nogi połamał...
- Takich problemów, to ja nie mam.
Była dosyć chuda, można uznać, że nawet koścista. Stanęła bliżej mnie, tupiąc czarnymi obcasami. Skąd ona się urwała w takim ubraniu?
- Kto wie.
- Nie wiem, po co tu jesteś, bo mi na pewno jesteś niepotrzebna. Niech zgadnę! Kolejny psycholog? Skarbie muszę się uprzedzić, mnie nie zmienisz.
Uniosła wzrok, a ja mogłem zauważyć jej ciemne oczy. Błysnęło w nich coś niepokojącego, ale nie zwróciłem na to większej uwagi.
- Och, czyli wcale nie macie problemów? A w szczególności ty?- prychnęła.
- Oczywiście, że nie, to po prostu jakiś wypadek przy pracy- zaśmiała się, a ja spojrzałem na nią zdezorientowany.- Co?
- Przed chwilą powiedziałeś, że twoi koledzy nie dają rady, jesteś pewny, że wiesz co mówisz? Przyznaję, zaczynam się gubić już na samym początku.
- Nieważne, nie będzie żadnego naszego początku- uniosłem wyżej głowę.- Moje skoki niedługo będą idealne, tak jak kiedyś.
Pokręciła głową, a jej długie włosy uniosły się na wietrze. Odgarnęła je niezgrabnie ręką, była totalnie nieatrakcyjna.
- Może ty też jesteś taki perfekcyjny, co?
- Myślałem, że to oczywistość.
- Wybacz, że jestem tu panie idealny, ale jakoś mi na to nie wygląda, po za tym nikt z nas nie jest idealny, jedynie, że przybyłeś z jakiejś innej planety- znów śmiechy, a moja frustracja była coraz większa.- Och, zobacz! Nawet zmarszczka ci wyszła!
- Chyba masz jakieś popieprzone źródła, bo ja mam się dobrze. Możesz już wracać, hotel dla dziwek jest po drugiej stronie ulicy.
- Takimi tekstami to się kosiło w gimnazjum Prevc. Lepiej popracuj, jak dolecieć do połowy skoczni- zacisnąłem zęby mocno, niemal nimi zgrzytając. To była dziewczyna, nie biję się ich, bynajmniej tyle zostało mi szacunku po Car'ze.
Ostatni raz spojrzałem na nową psycholożkę, nie siliłem się na wymyślenie żadnego złośliwego tekstu w jej stronę, nie będę stał tu jak idiota i bawił się w ''kto to skończy spektakularniej''.
- Spierdalaj.- kopnąłem leżący kamyk przede mną i wszedłem do domu. Pozostanie tam na pewno nie byłoby dobrą opcją. Jedyne co wiedziałem, to, że pokaże jej, iż jest tu całkowicie zbędna i nigdy żadnemu z nas nie będzie potrzebna.
''Byłem rozbity od najmłodszych lat,
zabierając swą duszę w tłumy
Spisz me wiersze dla nielicznych,
tych, którzy patrzyli na mnie, obdarzyli mnie sympatią.''
_____________________________________________________________-
zabierając swą duszę w tłumy
Spisz me wiersze dla nielicznych,
tych, którzy patrzyli na mnie, obdarzyli mnie sympatią.''
komentarz = motywacja
nie podoba mi się taki Peter, ale z ciekawości jak to dalej się potoczy, będę czytać. :)
OdpowiedzUsuńMi też niezbyt, ale przynajmniej stanowi wyzwanie:). Mam nadzieję, że dalsze części się spodobają:).
UsuńA ja uwielbiam takie odskocznie od tego wykreowanego na "grzecznego" Petera :D kibicuję Anastazji, niech mu pokaże prawidłowe myślenie! Masz we mnie stałą czytelniczkę :) czekam na następny post i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńOoo, bardzo dziękuję:). Na początku myślałam, by zrobić z niego grzecznego itp. lecz nie byłoby to wyzwaniem;). Rozdział niedługo, tobie również weny!:)
OdpowiedzUsuń5 Seconds Of Summer <3 co do opowiadania.. Jest coraz lepiej. Nie wiem jak inni, ale ja jako totalny rebel (pomarzyć można, nie?) nigdy nie byłam fanką Prevca. Ba, każdy z mojego otoczenia powie ci, że nim gardzę. Widzę go prawie tak jak opisałaś go w tym rozdziale. Niemal identyczne. I ten zadziorny charakterek Any.. Chcę więcej c;
OdpowiedzUsuńP.S. A tak między nami to uwielbiam Petera od pierwszego opowiadania z nim przeczytanego i potajemnie jest w gronie moich ulubieńców. Ale cii.. :D
Hahahhah <3 Miło mi, powiem ci, że to dopiero początek, Ana będzie igrać z ogniem;)
Usuń