czwartek, 28 stycznia 2016

1.3

''Byłeś cieniem mojego blasku
Czy nas poczułeś?
Kolejna gwiazda, a ty znikasz...''



P.O.V Anastazja

- Tutaj będziesz pracować, jest cały twój...- kiwnęłam głową i usiadłam na fotel. Choć na chwilę pomyśleć, choć na chwilę nie gubić się. Choć na chwilę zatrzymać się w miejscu.

- Jeśli coś będzie nie tak, wiesz gdzie mnie szukać.

- Myślę, że dam radę- uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie, a bynajmniej tak miało wyjść. Nie narzekam, wydaje się dobrze, ale wciąż mi czegoś brakuje.

Zacznij doceniać Ana...

Co mam doceniać?

To gdzie jesteś, to jak daleko zaszłaś...

Nie zaszłam daleko, prawie bym się zabiła gdyby nie Jurij.

Przestań, jest okey.

Super teraz mam jeszcze udawać, że jest fajnie i nic mi nie jest?

Nie o to chodziło.

Chłopacy już czekają- wzięłam głęboki oddech, a po nim kolejny. Po co ja tu w ogóle przyjechałam? Przecież sama nie jestem w stanie zrozumieć siebie, nie jestem w stanie się odnaleźć, wybrać dobrą drogę. Ja cały czas krążę, krążę i szukam...

- Anze, chodź pierwszy!- zawołałam, lecz nie byłam pewna, czy dobrze zrobiłam biorąc go na pierwszy ogień. Z nim jest źle, bardzo źle. Chłopak usiadł na kanapie spuścił głowę. Westchnęłam cicho patrząc na niego ze smutkiem.

- Co cię blokuje? Co nie pozwala ci skakać?

- Ana, naprawdę, wszystko okey, wrócę, mówię ci dziś będzie dobrze- uśmiechnął się fałszywie, ale ja nie wierzyłam, nie ze mną te gierki. Znałam ten uśmiech na pamięć. Znałam to uczucie, gdy wszyscy pytają, czy okey, a ty musisz uśmiechać się na siłę, by uwierzyli. By nie odkryli, by nie cierpieli z tobą. Nie chcesz... Nie chcesz, by ktoś cierpiał z tobą.

- Anze, nie przyjechałam tu po to, byście mnie okłamywali, byście mi wmawiali, wiem, wiem, że coś cię męczy, że boisz się, wiem, że to coś więcej niż zwykłe załamanie formy...- złapałam jego dłonie i mocno ścisnęłam.

- To dlaczego, ty możesz się męczyć? Ja widzę to Ana- spojrzałam mu w oczy przerażona, nieco zdezorientowana.- Wiesz, oczy są jak zwierciadło duszy, jeśli spojrzysz w nie głęboko, ujrzysz co się w nich kryję...

- Opowiem ci kiedyś, ale teraz jesteśmy tu z twojego powodu, powiedz chociażby słowo, coś, naprawdę chcę wiedzieć co cię gryzie.

- Po co? I tak nic się nie zmieni... I tak nic nie wróci.

- Co nie wróci?- spytałam cicho.- Po prostu powiedz to, co masz na sercu.

- Straciłem kogoś, straciłem coś więcej niż zwykłego człowieka, ona była dla mnie wszystkim była... Nie wiem jak to nazwać, bez niej wszystko jest jakieś inne- w jego oczach kłębiły się łzy.- Nie powinienem tego mówić, przecież cię nie znam, minęła minuta, a ja już... Boże, co ja zrobiłem...

- Anze, ale to dobrze! Wszystko można naprawić, co się z nią stało?

Chłopak zamilknął wpatrując się z niepokojem na okno.

- Co zrobiłeś?

Westchnęłam widząc, że skoczek nie chcę o tym mówić, ale musieliśmy rozmawiać, tylko tak mogliśmy sobie pomóc, nie mogłam powiedzieć mu, że ma zapomnieć, że będzie dobrze. Odejścia zawsze zostają z człowiekiem, szczególnie te niespodziewane przynoszą ze sobą masę pytań.

- Jeśli ona żyję, nie trać nadziei- powiedziałam powoli aby zrozumiał, by uwierzył, ze mogę mu pomóc.

- Żyję, Ana, ja...

Spojrzał w moją stronę, jakby zastanawiał się, czy naprawdę powinien coś powiedzieć.

- To zostaję tutaj, w nas Anze, twoje tajemnice są bezpieczne.

- Nie wiem, jak to wyjaśnić, bo ja po prostu wtedy nie wiedziałem jak kochać, ja...- mówił zrozpaczony ukrywając twarz w dłoniach.- Nie wiem jak żyć, nie wiem, czy to ma jakikolwiek sens...

- Wszystko ma sens, jeśli bardzo chcesz, też straciłam wiele osób, nie zdążyłam... Nie zdążyłam pomyśleć racjonalnie, popełniłam wiele błędów, obiecuję, że tobie nie pozwolę ich popełnić.

Westchnął przeciagle, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem.

- To tylko praca...

- Dla was to może tak wyglądać, ale dla mnie to coś więcej, nie jestem tu, aby nafaszerować was lekami, czy pomóc w sposób lekarski, jestem tu, aby wam pomóc, a nie stwarzać pozory w mediach, że tak robię.

- Ana, możesz mówić tak, ale to czyny świadczą o człowieku.

Przytaknęłam, on zdecydowanie miał rację. Mogłam mówić wiele, ale musiałam to pokazać. Szczególnie udowodnić Laniskowi, że naprawdę można się odbudować.

- Dobrze, dziękuję, możesz już iść- wpisałam na jego kartkę tylko najważniejsze informacje.

- Nie myśl, że cię nie lubię, lub coś w ten sposób...

- Nie myślę Anze, rozumiem to- kiwnął głową i ruszył w stronę wyjścia.

- Zostań tu, wiem, że niedługo sezon letni, ale jeśli zostaniesz na zimowy, czuję, że możesz mi pomóc, na razie to za szybko...- wyszedł zamykając cicho drzwi, a ja wstałam już nieco bardziej szczęśliwa, już nieco bardziej pozytywnie nastawiona. 

- Jurij, chodź- mruknęłam wpuszczając kuzyna do środka.- Nie mówiłeś mi, że jest tak źle, nie mówiłeś, że macie takie problemy...

- A przyjechałabyś? 

- Nie wiem, może gdybyś...- zaczęłam, lecz chłopak nie pozwolił mi skończyć.

- Gdybym co? Błagam cię!

- Jurij...

- Siedziałabyś pod kołdrą u mojego taty i przepłakiwała dnie, noce, byś zastanawiała się, jaki jest sens życia, byś była pewna, że nie podołasz!- spojrzałam na niego zaskoczona, nie rozumiałam tego wybuchu. Dawny Jurij taki nie był, on tak się zmienił.

Wszystko się zmieniło Ana...Tylko nie ty. ty nadal stoisz w miejscu...

- Bo nie jestem w stanie, bo tęsknie za nim rozumiesz?!

- Ana minęło ponad 7 lat!

- Czas to nie miernik do cholery, Jurij!- przegryzłam wargę, a chłopak westchnął.

- Ale czas leci, tracisz to wszystko Ana!

- Na taki los jestem skazana, tak to będzie, nieważne co! Każdy dzień to dzień w strachu przed...

- Znudzi mu się to, dobrze wiesz, że...

- On kocha sprawiać ból, jak może się tym znudzić?

- Pomyśl, o tym wszystkim co masz...- prychnęłam, a blondyn zacisnął dłonie w pięści.

- Nie mam nic, tak się składa...

- Ana, nie przesadzasz? Masz...

- Nie rozumiesz! Nie wiesz, jak to jest nie mieć rodziny! Nie wiesz, jak to jest być cały czas winną!- krzyknęłam, choć wcale nie miałam zamiaru, zachowywaliśmy się jak dzieci, które nie potrafią usiąść i normalnie porozmawiać.

- Chciałem ci pomóc, zrozum do cholery! Ale nie, ty miałaś to w dupie! Przysłałem cię tu, byś zapomniała, byś znów dostrzegła, że kocham cię jak siostrę, że do cholery mogę ci pomóc!- nie byłam w stanie powiedzieć nic, nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób.

- Jurij ja... Ja przepraszam- szepnęłam czując, że zaraz się rozpłaczę.

- Trochę mnie poniosło, przepraszam. Po prostu tracę nad sobą kontrolę... Po prostu tracę kontrolę nad swoim życiem.


''Uśmiech nie musi oznaczać, że jest dobrze.
Uśmiechem możesz zakrywać łzy, ból.
Uśmiechem możesz zdziałać wiele, w 
zależności jakie masz intencje...''


P.O.V Peter

Wmawianie sobie, że jest dobrze - jest cholernie trudne. Kiedy widzisz jak trudno, jest ci wyłączyć umysł. Ale to tylko czas... Zapomnę o wszystkim i będzie dobrze.

Rok temu też tak mówiłeś...

To mówię to też teraz.

To daj sobie pomóc.

- Ej Peter, a...- westchnąłem ciężko i podbiegłem do przodu. Wiedziałem, że to mój brat, powinienem dbać o niego bla bla bla, ale mnie wkurzał. Niech się trenera pyta, albo Jaki. Jaka to jak matka Teresa, każdemu pomoże. Niech więc zapierdala tam, a nie mi truje dupę.

To twój brat, idioto!

I co z tego? Powtarzam po raz nie wiem który, niech będzie sobie nawet prezydentem Czech, dla mnie jest jednym z normalnych ludzi, których spotkałem na swojej drodze.

- Peter, bo...- zobaczyłem jak Jaka dobiega do niego i tłumaczył mu sprawę, o którą chciał zapytać mnie i która mnie nie obchodzi. 

- Dobra panowie zawołajcie Anze, Jurija i Jerneja, a wy idźcie do Any-prychnąłem głośno, ja nigdzie nie idę.

- Już wolę biegać sto karnych kółek niż do niej iść- warknąłem wściekły. Naprawdę wściekły, bo trener nawet mnie nie słucha, tylko piszę coś w tym swoim dzienniczku, czy chuj wie czym.- Ekhem, ja coś mówię! 

- Idziesz, albo dopilnuję, że wieczorem będziesz biegał tysiąc kółek- poszedłem za chłopakami z nietęgą miną - nic nie poradzę. Wszedłem do budynku, zostawiając narty. Ja jeszcze się przebrać muszę, niech oni sobie idą jak ją tak uwielbiają. A naprawdę uwielbiają, bo Domen pędzi jak debil, nie mało mu na treningu? Może jednak w kadrze B miał więcej treningów, nie wiem, bo ja tam nigdy nie trafię.

Ogarnij się Peter!

Z czym mam się ogarnąć?

Z byciem wrednym idiotą?

Och, zamknij się!

Gadasz sam ze sobą!

Oszalałem?

Nie, brakuję ci po prostu ludzi...

Hahaha, no to się uśmiałem. Nie rozumiem ich wszystkim, mają do mnie ciągłe wyrzuty, o to jaki jestem.

Nie, to nie ty Peter...

To ja, taki jestem naprawdę. Nie będę miły, nie będę kłamał, by ktoś był szczęśliwy. Mogę wszystko, jestem silny, przetrwam wszystko.

To czemu cię to dalej boli?

Nie boli, ani trochę, po prostu... Po prostu trudno zapomnieć.



''A jeśli miłość do tego miałaby mnie zabić, 
zabijałabym się każdego dnia. 
Czekałabym...
 Bo któregoś dnia, by mnie wzmocniła.''


P.O.V Anastazja

- Jak poszło?- usiadłam obok Domena, który wydawał się jednocześnie radosny, jak i smutny, nie potrafiłam połapać, co górowało.

 -Trening był super, Jaka mi mówił co, jak, kiedy i pomagał...

- To czemu ten grymas?- spytałam troskliwie, bo naprawdę Domen, jest tak słodki i pogodny, że nawet nie znając go dobrze, (ba prawie właściwie wcale) robiło mi się smutno.

- Peter ma mnie kompletnie w dupie, myślałem, że czegoś mnie nauczy, że poradzi, no wiesz... Nie żebym był zapotrzebowany, czy coś, ale tak długo się nie widzieliśmy, po za tym cieszyłem się, że będę trenował z jedną z najważniejszych osób w moim życiu...

- Jejku Domen, posłuchaj, każdy ma w życiu czas, kiedy woli być sam ze sobą, myślę, że u Petera to kwestia czasu, dajcie sobie czas, on cię potrzebuję, jestem pewna!

- Wiem, ale to boli- spuścił głowę bawiąc się palcami. Przeraziłam się, wiedząc, że tak samo odbierał mnie Connor.

Cholera, Ana zapomnij, to nie twoja wina, zrozum...

- Obiecuję, że porozmawiam z nim na ten temat.

- Nie, wiesz zadaj mu jedno pytanie, tylko jedno- potaknęłam i spojrzałam na niego zaciekawiona.- ''Co się stało rok temu w Planicy?''

- A co się stało?

- Sam nie wiem, on od wtedy, gdy wrócił do domu zamknął się w pokoju i rozwalał wszystko, przez dwa dni nie wychodził z pokoju. To coś związanego z Carą, jego starą dziewczyną, pokłócili się, wiem, że bylo jakieś zbiorowisko. Potem przestali się spotykać, ale nikomu nie chciał tego powiedzieć, ja wiem tylko, że coś go mocno zraniło. Cary nie spotkałem od tego czasu... Peter jak się upiję, zaczyna mówić szczerze, ale on rzadko piję. Powie ci wszystko, o co spytasz. Jest jeden warunek, musisz być dla niego ważna, albo po prostu musi cię nie nienawidzić, a on teraz uh, nienawidzi całego świata.

- Upiłabym go, ale nie dość, że mnie nie trawi, to jeszcze mogłabym wylecieć.

- Wiesz pomógłbym ci, ale Petera nie da się upić, jest za spostrzegawczy- zaśmiałam się cicho, no to następna przeszkoda.- Ale kiedyś możemy spróbować!

- Umowa?- podałam mu dłoń, którą po chwili ścisnął.

- Umowa- zaśmiał się słodko.- Ana?

-Tak?- złapał moją dłoń dość nieudolnie i nieśmiało.

- Wiem, że pewnie cię przestraszę, ale zaczynam cię lubić. Nie tak jak dziewczynę, tak jak koleżankę... Może to głupie, ale jeśli coś jest nie tak, możesz mi powiedzieć- jest radosny, on jako jedyny po rozmowie ze mną jest szczęśliwy. No wyjątkiem jest pan Hvala, cała nasza rozmowa polegała wnet na śmiechu, co do mnie nie prawdopodobne. Do tego skoki Jaki są nawet dobre, mówił tylko, że boi się przesadzić, przez co jego skoki osiągają tylko punkt K. Przed nim miałam Jerneja, lecz ta rozmowa na początku nie zaczęła się dobrze. Typowy flirciarz przez co moja złość sięgała do zenitu przez pierwsze 20 minut, potem jako tako się dogadaliśmy, ale nie do końca.

- Jasne.

- Do treningu na skoczni Ana, trzymaj kciuki- i wtedy zrobił coś, czego bym się kompletnie nie spodziewała, a to takie normalne, tak zwykłe. Po prostu przytulił mnie, na chwilę, na dwie trzy sekundy, a nie przytulano mnie tak długo.


Bo nie chciałaś, bo nie pozwalałaś.


- Widzę, że różnica wieku to nie problem- kpiący głos bruneta zabrał mój cały dobry humor.


- Wchodź- powiedziałam chłodno ,zamykając za nim drzwi. 


- Zadawaj te swoje durne pytanka, bo nie mam czasu- wyciągnął komórkę i zignorował mnie kompletnie.


- Zacznijmy od tego, że teraz rozmawiasz ZE MNĄ- wyrwałam mu komórkę z rąk i schowałam do kieszeni.


- Oddaj.


- Jak odpowiesz grzecznie- podszedł bliżej, ale ja tylko spojrzałam mu niewzruszenie w jego zimne oczy. Wydawały się jakby były za mgłą. Przez swoją bezsilność usiadł na kanapie i spojrzał na mnie wyczekująco.- Co się stało rok temu w Planicy?


- To nie jest związane z moimi skokami.


- Więc skoro nie robi to na załamaniu twojej formy...- brunet zagryzł wargę, jakby z trudem starał się powstrzymać od komentarza.- To możesz mi powiedzieć.


- To sprawy prywatne, gówno ci do tego- warknął wściekle, lecz wiem, że gdzieś tam się łamał i to było moim celem. 


- A co ci szkodzi powiedzieć?- spytałam spokojnie, a on zaczął chodzić zdenerwowany po pokoju. Co się takiego stało, że nie jest w stanie powiedzieć? Przecież skoro to nie jest związane z dużo gorszą formą, to co się tak spina?





''Ludzie zapominają ile chwil przeżyli z drugim człowiekiem.
Teraz miłość nie jest bezinteresowna.
Kocham cię to puste słowo rzucone na wiatr.''


P.O.V Peter


Już chyba zrobiłem piętnaste kółko wokół pokoju, a ona grzecznie czekała aż odpowiem, co za jędza, nie potrafię nawet tego nazwać, to jest katowanie! Wyszedłbym, ale ma moją komórkę, po za tym, nie chce przegrać.


- Powiesz, czy nie?- zauważyłem, że na jej twarzy zaczęło malować się zdenerwowanie, co nieco polepsza mi humor, może się zdenerwuję da mi komórkę i będę mógł wyjść? Tylko wtedy kto przegra?


- Po co ci to? I tak mi nie pomożesz! Ja nie chcę pomocy, mam w dupie to, co mówisz, wracaj tam skąd przyjechałaś, myślisz, że kim ty niby jesteś? Może cię nawet rozjechać samochód, mi to lotto.


- Nie wrócę, bo jeden egoistyczny skoczek z wielkim ego ma kaprysy do wszystkich wokoło, że mu się skoczyć nie udaje! Nie obchodzi mnie, co myślisz o mnie, więc głupie komentarze  zostaw dla siebie.


- Umiem skakać, jestem najlepszy, a ty jesteś tu na chwilę, nie pomożesz im, a ja będę skakał jeszcze lepiej.


- Umiesz skakać powiadasz... Okej odpuszczę ci powiedzenie twoich ''mrocznych sekretów'', jeśli dziś skoczysz hmm... metr za punkt konstrukcyjny, lub dalej.


- Podejmuję- chwyciłem telefon, który dała mi dziewczyna i otworzyłem drzwi.


Posłałem jej ostanie spojrzenie, a ona spojrzała na mnie ze zwycięską miną. Muszę wygrać, inaczej to wszystko powróci...




'' Nie rozumiałam go, ale był zaskakujący. 
Potrafił być kimś zupełnie innym,
 by powrócić do swojej zimnej postawy. ''


P.O.V Anastazja

- Brawo Domen, zobacz, tak się martwiłeś a dowaliłeś ile?! 203! Jest dobrze!


- Tak bardzo się cieszę!- uśmiechnęłam się lekko i skupiłam się na skoku Jaki. 190, według mnie to też dobra odległość.


- Szykuj się na porażkę- starszy Prevc minął mnie, patrząc z wyższością. Jak z dzieckiem.


 -Zobaczymy...- mruknęłam, patrząc na niego z lekkim śmiechem, bo jego pewność siebie, aż mnie bawiła. Myślał, że jest taki dobry, a tak naprawdę...


Już An, spokojnie.


Przecież ja jestem spokojna, szkoda, że nie zdążyłam mu wtedy wszystkiego wygarnąć, a byłoby...


- Ej, mała patrz teraz Anze- Domen szturchnął mnie lekko, wytrącając z głębokich zamyśleń.


- Mała? Jesteś wyższy tylko o...- uniosłam głowę, a chłopak zaśmiał się głośno, skupiając uwagę przechodzących obok skoczni ludzi.


- Jesteś niższa o jakieś 15 centymetrów, hahah. Ale to dobrze! Odmładza cię to!


-Taaak, na pewno!- zaśmiałam się, lecz mój humor ponownie szybko minął, gdy na tablicy ni stąd, ni zowąd pokazuję się ile skoczył Anze. 115 metrów. Fajny wynik, by był, gdyby to nie była Planica.


- Bardzo źle?- Lanisek podszedł i tylko westchnął. Sama nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć, przecież nie skłamie.


- Jeśli chcesz występować w barwach Kazachstanu, to dobrze się spisałeś- to już trzeci skok który wylądował między 110, a 130 metrem.


Jernej z Domenem na początku po 150, albo coś koło tego. Jaka raz źle wyszedł z progu, przez co było 139 metrów, następny skok skończył się na 158 metrze, a teraz mu ładnie wyszło. Jurij chyba umówił się z Anze, bo skakali wnet tak samo, a Prevc przyszedł sobie na ostatnią serię, bo tak mu się zachciało. Pewnie się bał przegrać. Zostały już tylko ostatnie skoki Jerneja, Jurija i Petera.


- Teraz Jurij.- przytaknęłam i trzymałam mocno kciuki, lecz to nie pomogło, bo mój kuzyn zszedł rozwścieczony ze skoczni rzucając nartami.


- Jurij...- zatrzymałam go łapiąc za dłonie, a ten spojrzał na mnie zły, zażenowany, smutny. Było mi tak cholernie wstyd, on zawsze starał się pomóc mi, ja go odpychałam i nie zauważałam, że on też sobie nie radzi.


- Widziałaś?! 98 metrów, myślałem, że gorzej być nie może, a jednak... Muszę pobyć sam.


- Wiem, przyjdź do mnie potem, pogadamy... Jak rodzina- przytaknął wymijając mnie szybko. Przekleństw które zaczął wykrzykiwać nie dało się zliczyć, ale wiem, że jeśli teraz by nie został sam, byłoby gorzej.


- Peter ma przerąbane...- młody Prevc kiwnął głową w górę. Goran krzyczał na brata Domena ale on najzwyczajniej miał to gdzieś i poszedł do góry bez żadnych wyrzutów.


Trening powoli dobiegał końca, chętnie bym popatrzyła, ale jedynie Domen dawał radę, Jaka nawet, reszta miała problemy i to widoczne. Po tym co widzę nie wiem, czy zdążymy w tak krótki czas przygotować się do letnich zawodów, jeśli w ogóle zdecydujemy się w nich wystąpić. Jernej wylądował na 165 metrze i wyszedł z kwaśną miną.


- Daj sobie czas- poklepałam go po ramieniu.


- Jak wyrwę jakąś laskę na noc, to może jutro będzie 200 metrów!- wspominałam już, że Jernej kocha wyrywać dziewczyny na jedną noc? Jak nie to właśnie mówię, prawie całą rozmowę chwalił się, ile w tym miesiącu przeleciał. A gdy spytałam, dlaczego odpowiedział, że tak sobie. Dokończę tą rozmowę z nim na pewno, ale teraz skakał mój ''ulubiony'' kolega.


- Jak myślisz ile?- zagadnęłam Domena, który patrzył na brata z uwagą.


- Myślę, że będzie 205! Kiedyś, by skoczył z 220 metrów...


- No to zobaczymy, mam z nim układ ile skoczy, potem ci powiem- skoczek uniósł się w powietrze i ułożył na nartach. Wyglądało to, jakby z trudem starał się uzyskać panowanie nad swoim ciałem. Wiatr nie był silny, warunki były dobre. Cały jego lot skończył się na 155 metrze.


- No cóż, pomyliłem się- wzruszył ramionami szesnastolatek. Peter rzucił narty na ziemie i starał się mnie ominąć. O nie, zaczął wojnę, więc niech nie tchórzy!


- Chyba się pomyliłeś o 50 metrów, to jutro zapraszam do mnie, dziś odpocznij... Ach, moment! Czeka cię jeszcze rozmowa z Goranem!


- Słuchaj...- chłopak nawet nie kończył, bo dopadł go trener i wydarł się na bruneta. Należało się, oj należało. Wtedy właśnie obiecałam sobie, że nie odpuszczę. Choćby nie wiem co.


''Ludzie odchodzą, ale to w jaki sposób
 odchodzą, na zawsze zostaje.''
_______________________________________________________________________


czytam = komentuję




7 komentarzy:

  1. Yey, już nie mogłam się doczekać tego rozdziału ^^ Domen jest absolutnie uroczy i naprawdę nie da się go nie lubić. Co do Petera to w sumie odpowiada mi jego cięta natura i zachowanie. Tym bardziej nie sądzę, by wygadał się Anie, choć jakby był mocno zdołowany (bądź upity xd)..
    Rozdział świetny jak zawsze i już nie mogę się doczekać następnego c; pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, hey! Niewiadomo, czy wygada się Anie, choć połowę opowiadania mam już zaplanowaną co do szczegółu:) jedyne zastrzeżenia, że wyświetleń coraz więcej a PRAWIE nikt nie komentuję;; Pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Wciągnęła mnie ta historia, bohaterowie zostali idealnie dobrani, a to wszystko sprawia że te opowiadanie jest uzależniające. Pozdrawiam i wyczekuję na nowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku, dziękuję!:) Następne już niedługo tydzień pełny nauki, ale postaram się coś na początku następnego wstawić:)

      Usuń
  3. Hejka!
    Przepraszam za spóźnienie, ale nadrabiam zaległości ^^
    Rozdział wspaniały! Jestem mega ciekawa co wydarzyło się rok temu w Planicy.
    Czekam na kolejny ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na dwójkę ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde nie wiedziałam że Anze potrafi tak wzruszyć no poprotu poryczałam się jak rozmawiał z Aną

    OdpowiedzUsuń